Rz: W wielu krajach tworzony jest system raportowania, tzw. whistleblowing, o zachowaniach nieetycznych, przekonuje się też pracowników, że istnienie tego systemu nie stanowi zachęty do donosicielstwa. Jak w Polsce przedstawia się sytuacja związana z whistleblowerami?
Małgorzata Skawińska: W naszym kraju jest wdrażany Rządowy Program Przeciwdziałania Korupcji na lata 2014–2019. Tę ustawę współtworzyły organizacje pozarządowe, które specjalnie napisały rozdział o ochronie prawnej whistleblowerów. Oznacza to, że jeśli ktoś w dobrej wierze mówi, iż w instytucji dzieje się coś złego, to ma ochronę prawną przed utratą pracy i mobbingiem. Fragment o whistleblowerach był najcenniejszym rozdziałem całego programu. Niestety, wypadł w bardzo dziwnych okolicznościach – tuż przed podpisywaniem. Niesłusznie uważa się, że whistleblowing to donosicielstwo. To możliwość bezpiecznego powiedzenia o sytuacjach, które są nieczyste. Chodzi o to, by dać ludziom możliwość zareagowania, kiedy widzą coś naprawdę niepokojącego. Teraz widzą i nic nie mogą zrobić.
Jak tu poinformować o szefie, który 14. raz z rzędu wizytuje jedną i tę samą placówkę terenową znajdującą się w miejscu zamieszkania jego bliskiej rodziny, pokrywając sobie z pieniędzy budżetowych wszystkie koszty podróży i pobytu? Potrzebne jest narzędzie, dzięki któremu urzędnicy mogliby się czuć bezpiecznie w takich sytuacjach. Teoretycznie istnieją odpowiednie wewnętrzne procedury, np. skrzynki lub telefony zaufania. Problem polega na tym, że na skrzynkę zaufania trzeba napisać ze swojego służbowego e-maila, a telefony nie są traktowane odpowiednio poważnie – bo to przecież anonimy.
Czy istnieją wzorce takiego sprawnego raportowania?
Wzorcem jest po prostu wykorzystanie możliwości powiadomienia organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tak dzieje się we wszystkich krajach, które mają programy chroniące whistleblowerów. Tam sądy mogą nakazać ochronę ich tożsamości, ochronę przed działaniami odwetowymi, a jeżeli takie już nastąpiły, to ich uchylenie – przywrócenie do pracy, wykreślenie zapisów o karach dyscyplinarnych, penalizację działań, które doprowadziły do poważnego uszczerbku na karierze i reputacji osoby pokrzywdzonej. U nas niby obowiązuje prawo pracy – nie dając jednak żadnej rzeczywistej ochrony.