Tłumy Niesiołów i Najderów (TW „Zapalniczka") obrzucały wroga regulaminowo, a najkomiczniejszy w chórze był głos posłanki PO Kidawy–Błońskiej, która rok temu, kiedy sopran pani Herbertowej wspierał elekcję Komorowskiego, lansowała upolitycznianie Herberta („ — Herbert jest własnością wszystkich Polaków... niezależnie od przekonań politycznych"), ale teraz uznała, że słowo „wszyscy" nie obejmuje czarnej sotni, tylko salonowców. Wypowiadali się też obrońcy Kaczyńskiego, ale zostali zagłuszeni ( jak mówi francuski satyryk Cavanna: „Idioci wygrywają zawsze. Mają przewagę liczebną"). Notabene: wbrew zdaniu pani H., która sercem należy do Salonu — Kaczyński ma nie tylko ogólnoludzkie, lecz i moralne w sensie politycznym prawo cytować Herberta, gdyż ten był antysalonowcem. I to radykalnym, wojującym.
Ja wojować z michnikowszczyzną zacząłem A.D. 1990 (książka „Lepszy"), bo rozwścieczyło mnie sejmowe żądanie Michnika, by nie tykano majątku PZPR. Herbert dołączył wkrótce i oznajmił w „Tygodniku Solidarność", że gdyby podczas tej walki z czerwono–różową zarazą musiał stanąć na ubitej ziemi do fizycznego pojedynku — jako sekundanta wziąłby Waldemara Łysiaka.
Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl