Donald Tusk szczyci się tym, że zbudował szeroką partię, która sięga od Izabeli Sierakowskiej do Jarosława Gowina. Zapomniał powiedzieć, że partia jest tak szeroka, że mieści tysiące oportunistów i karierowiczów, którzy zapisują się do każdej partii władzy, że zarządy i rady nadzorcze wielu spółek skarbu państwa obsadzane są przez "swoich", że posady w miastach i gminach, gdzie rządzi PO, podlegają nomenklaturze partyjnej. To prawda, że podobnie było za poprzednich rządów, ale to żadna pociecha.

Donald Tusk apeluje, by ci, którzy chcą spokoju, głosowali na PO. Ale Polsce potrzebny jest nie tylko spokój, ale śmiałe reformy, modernizacja, pomysły na rozwiązanie problemów, które przez ostatnie lata się nawarstwiły, odpowiedź na wyzwania, które pojawiają się poza Polską. Premier o tym nie mówi. Chętnie spotyka się z harcerzami, z apetytem je obiad w gospodarstwie agroturystycznym, raz się uśmiecha, raz grozi palcem i zapewnia, że dla Platformy nie ma alternatywy, bo przecież najważniejszy jest święty spokój.