Dziś nie mogę sobie wyobrazić siebie w SLD. Z Sojuszem rozstałem się siedem lat temu z powodów merytorycznych. Ja i inni odeszliśmy w przekonaniu, że z tej mąki chleba nie będzie. I to się potwierdziło.
Na temat kierowania partią:
Oczywiście, Leszek Miller się nie zgłosił, ale Leszek Miller zgłasza się wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Ale muszę przyznać, że byłoby sensowne, żeby szef klubu był liderem partii. (...) Leszek Miller wyprowadził SLD na wyżyny sukcesu, a jednocześnie przez niego lewica się zapadła. Jeżeli wyciągnął wnioski z przeszłości, jeżeli wie, jak to robić, to może ma szansę. Nie chcę go przekreślać, ale jak do tej pory przewodniej myśli nie widać.
Borowski komentuje słowa Millera, który proponuje w partii „grubą kreskę” i zaprasza wszystkich, którzy odeszli:
No właśnie, to jest cały Leszek Miller! Nie chce przyjąć do wiadomości, że jest sprawcą tej klęski. Na kongresie w 2003 r. ostrzegałem, ale cała reszta świetnie się bawiła. W siedmiu punktach wymieniłem zagrożenia i to, co trzeba zrobić. Nic nie zrobiono. Potem była konwencja w 2004 r. i znów nic nie zrobiono. (...) Leszek Miller nie chce tego przyjąć do wiadomości. Wzywanie dziś do tego, by ci, którzy kiedyś Sojusz opuścili, wracali, to jest mówienie w próżnię. Na SLD nie odbuduje się już lewicy, z Sojuszem może tak.