Co jak co, ale Wojciechowi Maziarskiemu nie można zarzucić braku rewolucyjnej czujności i przenikliwości w szukaniu wrogów systemu. W zeszłym tygodniu był na tropie agentów Putina w polskim życiu publicznym (to m.in. ci, którzy są sceptyczni wobec wspólnej waluty i niechętni większej integracji UE). Teraz wroga dostrzegł w rodzicach protestujących przeciwko MEN-owskiej reformie edukacji. Publicysta bezkompromisowo, po imieniu nazwał zagrożenie: to po prostu IV RP.
Taki na przykład ruch Ratuj Maluchy! Co o nim wiemy oficjalnie? Że sprzeciwia się obniżeniu wieku szkolnego do lat sześciu. Działacze twierdzą, że nie ma w tym żadnej ideologii. Że chodzi im tylko o dobro dzieci. Ponoć szkoły są nieprzygotowane na przyjęcie sześciolatków. Gdyby były przygotowane, to co innego, ale w tej chwili nie są, więc wstrzymajmy reformę.
Ratuj Maluchy! w oficjalnych wypowiedziach działaczy i sympatyków prezentuje się jako siła pragmatyczna i rozsądna. - Jesteśmy apolityczni. Nie występujemy przeciw rządowi, tylko przeciw złej reformie edukacji, nadmiernej ingerencji państwa w życie rodzin. Walczymy o lepszą politykę prorodzinną - mówi twórczyni ruchu Karolina Elbanowska.
- opisuje niewinną fasadę ruchu Maziarski. Ale nie z nim takie numery! Stary lis nie da się nabrać na taką apolityczność. Stary lis węszy głęboko i w końcu znajduje.
Może nawet dałbym się nabrać, gdyby nie wypowiedź Krzysztofa Rybińskiego, b. wiceprezesa NBP, który ostatnio aktywnie zabiega o status gwiazdora prawicowej blogosfery. - Wysyłanie sześciolatków do szkół to część kampanii pozbawiania polskich dzieci odpowiedniej świadomości historycznej, dostępu do tradycji, kultury - grzmi Rybiński. I wyjaśnia: - Toczy się gra o świadomość narodową, o to, czy kolejne pokolenia młodych ludzi to będą patrioci, którzy szanują wartości narodowe, tradycję, czy to będą "Europejczycy", którzy za jedyne święta będą uznawali Halloween oraz walentynki. Zmiany w edukacji bardzo mnie martwią. Im później dzieci trafiają w maszynkę, która je odziera z różnych wartości, tym lepiej.