Na pierwszy rzut oka przesadne skupianie uwagi na osobliwej działalności Antoniego Macierewicza wydaje się nie tyleż stratą czasu, co raczej gwałtem na zdrowym rozsądku. Nie dlatego bynajmniej, żeby pytania i wątpliwości narosłe wokół katastrofy smoleńskiej nie zasługiwały na uważne wyjaśnienie, ale dlatego, że nikt inny nie potrafi tak skutecznie jak Macierewicz sprowadzić do absurdu każdą próbę znalezienia logicznych odpowiedzi.
Sterowane wrzutki
Pomijam sprawę przysłowiowej już pancernej brzozy czy lansowanych wbrew wszystkiemu przez Macierewicza teorii o zamachu, które zamiast przybliżać nas do wyjaśnienia czegokolwiek, mnożą wątpliwości, dusząc całą sprawę w swoistym sosie szaleństwa. Chodzi w istocie o coś znacznie poważniejszego. Antoni Macierewicz, jako niezwykle sprytny polityk, jak nikt inny potrafi skutecznie wykorzystać podatność zwolenników spiskowych teorii okołosmoleńskich na przyjmowanie kolejnych, coraz bardziej absurdalnych tez. W umiejętności tej dawno już wyprzedził o dwie długości Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych doradców.
Ostatnie, sterowane wrzutki o rzekomo ocalałych z katastrofy lotniczej osobach, z którymi później nie wiadomo, co się stało (w domyśle – zapewne ktoś musiał ich potem uśmiercić), nie są przecież bynajmniej próbą dojścia do faktycznych ustaleń czy nawet próbą weryfikacji choćby najbardziej niewiarygodnych teorii, ale cyniczną grą obliczoną na utrzymanie chaosu, dezinformację i stałą eskalację konfliktu. Wypada się zatem zastanowić, komu najbardziej owa eskalacja ma służyć.
Najprostszym i często eksploatowanym wyjaśnieniem jest to, które zakłada, że ogniskowanie przez PiS politycznego konfliktu wokół wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej służy umacnianiu swoistej funkcji katastrofy jako nowego mitu założycielskiego tej partii. Jest to element służący w istocie przekształceniu partii politycznej w ruch o wymiarze niemal religijnym. To z kolei implikuje sposób i skalę wpływu kierownictwa PiS na ludzi popierających tę partię, którzy z czasem ze zwolenników stają się wyznawcami. Różnic między tymi dwiema kategoriami, choćby jeśli chodzi o skalę oddania sprawie i przywódcy, jak sądzę, dłużej wyjaśniać nie trzeba. Każdy, kto w tym szaleństwie nie potrafi się odnaleźć, musi wcześniej czy później podzielić los mecenasa Rogalskiego, do niedawna pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego. Swoją drogą ciekawe, czy to samo spotka posłów PiS, którzy kolejne teorie Macierewicza przyjmują z dystansem lub nawet się od nich odcinają, a których prasa już nazwała „smoleńskimi ateistami".
Bez wątpienia powyższy stosunek do katastrofy smoleńskiej stanowi w moim przekonaniu dość kompleksowe wyjaśnienie zachowania – równie cynicznego u Macierewicza – Jarosława Kaczyńskiego. Jednak w przypadku Macierewicza może w moim przekonaniu chodzić o coś znacznie więcej. W tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z kontrowersyjnymi próbami komercyjnego wykorzystania sensacyjnych wyników pracy kierowanego przez posła PiS zespołu parlamentarnego, czyli próby sprzedaży raportu przez spółkę prawa handlowego.