Wydawałoby się, że jedną z głównych zasad postępowania polityków w systemie demokratycznym jest nieobrażanie potencjalnych wyborców, którzy są przecież nie tylko suwerenem, ale i źródłem władzy polityków. Nie wszyscy sprawujący władzę zdają się tę zasadę uznawać. Na pewno nie kierował się nią wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski, który komentując inicjatywę zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum ws. odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, chlapnął coś takiego:

Ten moment zbiorowego ogłupienia przejdzie nam wszystkim. Co jakiś czas takie zbiorowe ogłupienie spada na Polaków. Pamiętam partię X i pana Tymińskiego. Myślę, że coś podobnego przeżywamy w tej chwili w Warszawie

Z pewnością Warszawiacy posłuchają pana wojewody. Szczególnie, że mówi to polityk sprawujący urząd z politycznego nadania, niepodlegający bezpośredniej demokratycznej kontroli wyborców.