W ZUS zieje gigantyczna dziura, a rząd kugluje z OFE

Tak źle jeszcze nie było. W latach 2015–2019 w ZUS zabraknie 356 mld zł. Tylko w tym roku dochody budżetu to 300 mld zł. Co robi rząd? Kupuje spokój, nacjonalizując OFE.

Publikacja: 02.07.2013 21:28

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Kto nie ma silnych nerwów, lepiej niech nie zagląda do najnowszej prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Opublikowany właśnie dokument dobitnie przedstawia obraz naszej emerytalnej katastrofy. W latach 2015–2019 w FUS (to fundusz celowy administrowany przez ZUS, odpowiada głównie za wypłatę emerytur, rent i zasiłków chorobowych) zabraknie ponad 350 mld zł! I to w dość optymistycznym wariancie, w którym nasza gospodarka nie przeżyje wstrząsów. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zakłada na przykład, że nasz PKB będzie rósł od 2015 r. roku o 4 proc. rocznie. Największe manko z całej kwoty niedoboru generują emerytury. Odpowiadają za 300 mld zł.

Do tej pory nie było tak pesymistycznej prognozy. Dla porównania: sporządzona w lipcu ubiegłego roku na lata 2014–2018 mówiła o ogólnej dziurze w wysokości 302 mld zł, a w emeryturach o 255 mld zł.

Skąd tak katastrofalna sytuacja? Głównie z powodu życia ponad stan. Wydajemy na świadczenia emerytalne zdecydowanie więcej, niż możemy. Przywileje, odstępstwa, specjalne świadczenia dla różnych grup zawodowych, niski wiek odchodzenia z rynku pracy, dwukrotne wydłużanie przywilejów emerytalnych, hojna waloryzacja – wszystko to doprowadziło nasz system już nie do zadyszki, ale stanu śmierci klinicznej.

Rząd chce nam jednak wmówić – we wtorek przyjmował w tej sprawie specjalny raport – że za wszystkie grzechy systemu odpowiadają Otwarte Fundusze Emerytalne. Nawet jeśli zakładać za liderami „skoku na OFE” – Jackiem Rostowskim, ministrem finansów, i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ministrem pracy – że finansowanie II filaru musi odbywać się za pożyczane pieniądze, to po pierwsze, gromadzą się tam realne oszczędności, a po drugie, to zaledwie ułamek manka. W tym roku do OFE trafi 11 mld zł, a ZUS – jak mówi nam Mirosława Boryczka, wiceprezes zakładu – otrzyma z budżetu blisko 50 mld zł, wykorzystując w całości przewidzianą w budżecie pożyczkę z kasy państwa w kwocie 12 mld zł. Co więcej, na koniec tego roku będzie już winny budżetowi ponad 30 mld zł. To obraz trwałej niewydolności.

Likwidacja czy nacjonalizacja OFE nie rozwiąże naszych problemów. Pędzimy w stronę stojącej ściany i kuglowanie z II filarem może jedynie opóźniać zderzenie. Katastrofa jest tym bardziej pewna, że oprócz marnych polityków patrzących wyłącznie „na tu i teraz” mamy dramatyczną sytuację demograficzną. Możemy się jeszcze jakiś czas oszukiwać i udawać, że jakoś to będzie. Możemy też kupować czas i poparcie. Złowrogo w kontekście zaprezentowanych przez ZUS liczb brzmią słowa premiera, który na weekendowej konwencji wyborczej PO mówił, że „emerytury górnicze dla tych, którzy pracowali pod ziemią, na dole, będą zachowane, cokolwiek różne mądrale będą mi w Warszawie mówili”. PO nas choćby potop.

Tyle tylko, że matematyki oszukać się nie da. Dopłacanie tak gigantycznych kwot do świadczeń w ZUS wcześniej czy później musi się skończyć. Można jeszcze trochę pościubić, zlikwidować wszelkie rezerwy łącznie z Funduszem Rezerwy Demograficznej, dociskać fiskalną śrubę gdzie się da, ozusować nawet powietrze. Tyle tylko, że to nawet nie jest droga na skróty, ale w przepaść. Po pierwsze, Polacy mają wybór i głosują nogami – gremialnie uciekają z nieprzyjaznego im kraju. Po drugie, strukturalny niedobór wymaga gruntownych reform.

W takiej sytuacji najlepsze jest wprowadzenie nowego paradygmatu. Systemu minimum. Rząd bierze minimalną składkę i odpowiada za minimalne świadczenie. Reszta zależy od ludzi, którzy lepiej radzą sobie z zarządzaniem swoimi pieniędzmi niż urzędnicy.

W tym kontekście optymistycznie brzmią słowa wypowiedziane we wtorek w radiowej Jedynce przez Jarosława Gowina, polityka PO. Mówił, że „300 mld przejętych od emerytów z OFE przepadnie i za kilka lat znów będziemy mieli problem z ZUS-em”. Dodawał: „chciałbym mieć możliwość wyjęcia pieniędzy z ZUS do II filara, dlatego że mam dużo większe zaufanie do tego co prywatne, niż do tego co państwowe”. Czy jest szansa, że więcej polityków dojdzie do podobnych wniosków?

Kto nie ma silnych nerwów, lepiej niech nie zagląda do najnowszej prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Opublikowany właśnie dokument dobitnie przedstawia obraz naszej emerytalnej katastrofy. W latach 2015–2019 w FUS (to fundusz celowy administrowany przez ZUS, odpowiada głównie za wypłatę emerytur, rent i zasiłków chorobowych) zabraknie ponad 350 mld zł! I to w dość optymistycznym wariancie, w którym nasza gospodarka nie przeżyje wstrząsów. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zakłada na przykład, że nasz PKB będzie rósł od 2015 r. roku o 4 proc. rocznie. Największe manko z całej kwoty niedoboru generują emerytury. Odpowiadają za 300 mld zł.

Pozostało 83% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości