Gdy w lipcu prezydent wetował ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, wysłał sygnał, że chce wysłuchać głosu również tych obywateli, którzy nie popierają partii rządzącej i protestują przeciw przyjętym wówczas przez Sejm ustawom.
Dlatego przedłużający się protest lekarzy-rezydentów, do którego dołączyć chcą inne zawody medyczne, może się stać dla Andrzeja Dudy szansą na pokazanie, że odgrywa w polityce samodzielną rolę. Choć rezydenci to nie pielęgniarki, z którymi w kampanii wyborczej dobrze wychodzi się na zdjęciach, nasilanie się protestu wcale nie jest rządowi Prawa i Sprawiedliwości na rękę. Choć PiS i sprzyjające mu media starają się przedstawić rezydentów jako inspirowanych politycznie wrogów, to oponentem w tym sporze wcale nie są jakieś wrogie elity, z którymi PiS prowadzi grę od początku swych rządów, lecz słabo zarabiający młodzi ludzie na samym początku swojej drogi zawodowej. Jak zauważyła na tych łamach Zuzanna Dąbrowska, uderzenie w lekarzy pracujących w publicznej służbie zdrowia rykoszetem uderza w ludzi, na których pomoc skazani są wszyscy obywatele, zwłaszcza ci, których nie stać na prywatnego lekarza, a więc również duża część wyborców PiS.