Już w czwartek warszawiacy narzekali, że przez prezydenta USA znikają ich samochody. Czasem wystarczyło pozostawić pojazd na kilka lub kilkanaście minut i już go nie zobaczyć w tym samym miejscu. Za to był znak zakazu parkowania. Mimo naprędce ustawianych zakazów, parkomaty przyjmowały pieniądze, zamiast informować o czasowym ograniczeniu możliwości pozostawiania samochodów. Zmiany w ruchu wprowadzono z dnia na dzień i ponoć nie zdążono wydrukować naklejek z ostrzeżeniem. Choć przecież termin i ramowy program wizyty był znany już wcześniej - pisze gazeta.?
Odbiór auta zajmuje co najmniej kilka godzin. Do tego dochodzą czekanie w długiej kolejce w siedzibie straży miejskiej oraz jazda autobusem na jeden z 11 parkingów na obrzeżach Warszawy. Łączny koszt kary to prawie 500 zł. Nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za zamieszanie. Znaki powinny stanąć pięć dni przed datą wprowadzania zakazu, a zaczęto je ustawiać w środę.?
Przypomnijmy, że dla Hanny Gronkiewicz-Waltz żadnym problemem nie są podwyżki opłat w Warszawie, w tym np. o 50 procent cen biletów komunikacji miejskiej. Informacja o zmianach w parkowaniu najwyraźniej także nie była problemem prezydent Warszawy.