Chwalimy polityka PiS za to, że nie napisał ewidentnych głupot. Ale moim zdaniem pochwały są trochę na wyrost. Macierewicz wraz z Jarosławem Kaczyńskim dokonali bardzo sprytnego zabiegu. Nie mówią wprost o zamachu i spisku, bo to naraziłoby ich na śmieszność. Ale też puszczają oko do swoich najbardziej radykalnych fanów.

(...) To podprogowe podsycanie nastrojów spiskowych pozwala PiS-owi utrzymać przy sobie najbardziej podejrzliwy elektorat. Ale musi być na tyle subtelne, by nie odstraszać racjonalnych wyborców.

Aby zaoszczędzić Państwu czasu, przytaczamy od razu innego artystę pióra spod skrzydeł Adama Michnika. Oto wynurzenia redaktora Piotra Pacewicza:

Takie było główne przesłanie konferencji, a także założenie pracy komisji Macierewicza: udowodnić, że NASI byli niewinni i padli ICH ofiarą.

(...) Wiadomo od dawna, że kontrolerzy nie mówili prawdy o warunkach meteorologicznych. Że "centrala" bała się skandalu dyplomatycznego, jaki zrobiłby uraźliwy prezydent, gdyby kazać mu lecieć np. do Moskwy. Że stan sprzętu naprowadzającego był na lotnisku gorzej niż zły, że w wieży panował chaos, że podawała ona nieprecyzyjne czy wręcz mylące informacje.

Macierewicz jednoznacznie rozstrzygnął spór, czy wieża mogła zamknąć lotnisko, skoro był to lot wojskowy. Cały czas zdejmował też odpowiedzialność z polskich pilotów. Nie znali szczegółów podejścia (niewykluczone), nie wiedzieli, jaka jest pogoda (wiedzieli).

(...) Macierewicz przedstawił też znane już opinii publicznej przejawy bylejakości, opieszałości i arogancji strony rosyjskiej w przygotowaniu wizyty a potem w reakcji na katastrofę i w prowadzonym śledztwie. Polskie władze wielokrotnie skarżyły się, że nie dostają materiałów, dowodów, czy choćby odpowiedzi na zadanie pytania. Tyle, że Macierewicz podawał je w stylistyce kryminału, mówił o "celowym niszczeniu dowodów, rozsmakowywał się w opisie wyrazu twarzy żołnierza, który toporem rozcina wrak samolotu.

Z redaktorem Pacewiczem wszystko jest tak cudownie oczywiste. Wyjdzie, powie jak jest, i po sprawie.