Podobno najciemniej jest pod latarnią, a Stowarzyszenie "Ordynacka" dba o swoich ulubieńców. Niestety, dziś Warszawski Sąd Okręgowy skazał Aleksandrę Jakubowską, byłą wiceminister kultury w rządzie Leszka Millera, na osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Jakubowska odpowiadała za przygotowania w 2002 r. ustawy medialnej, a o aferze Rywina poinformowała "Gazeta Wyborcza". Widać, że wyrok sądu podziałał jak płachta na byka na szefa "Ordynackiej", bo na swoim blogu zaatakował Adama Michnika i jego organ prasowy.
Jest taki kraj, w którym REDAKTOR NACZELNY miał wpływ na prezydenta i premiera. Który mówił, co dobre, a co złe. GAZETA, którą prowadził, załatwiała sprawy, na których zależało jej właścicielowi – POTĘŻNEMU KONCERNOWI. Niewykształceni politycy czytali rano tylko tę GAZETĘ i wiedzieli, czy ustawy, które przygotowują, są mądre czy głupie. Wiedzieli też, kto został mianowany ważnym, a kto z ważności został zdegradowany. Wiedzieli kogo słuchać i komu się podlizywać. Dziennikarze tej GAZETY z łatwością zdobywali materiały, których inni zdobyć nie mogli. POTĘŻNY KONCERN zaczął kupować radia i chciał kupić telewizję. REDAKTOR NACZELNY nawet zaczął potajemnie nagrywać rozmowy z przyjaciółmi.
Tu autor przechodzi do frontalnego ataku.
Był projekt takiej ustawy, która mogła ograniczyć wszechwładzę mediów. Nazywało się to dekoncentracją kapitału, czego nikt nie rozumiał, poza właścicielami mediów, którzy się tego bali. Ponieważ ustawa im nie pasowała, postanowili krytykować rząd, a winnymi za przygotowanie ustawy uczynić Bogu ducha winnych urzędników od książek lub czasopism. Sąd skazał urzędników na tydzień więzienia w zawieszeniu na „sto lat samotności”.
W krajach o starej demokracji, takich jak Anglia, za takie „złe zachowanie” (co prawda przy okazji także za łamanie prawa) po łbie dostał Murdoch, a politycy i opinia publiczna odwrócili się od niego i jego koncernu. Mówi się też, że zostanie zmienione prawo tak, żeby to, co robili ludzie Murdocha, więcej się nie powtórzyło. W kraju, o którym pisałem, wszyscy zamarli ze strachu.