Jak to dobrze, że jednak ojciec dyrektor opowiada bajki i nie żyjemy w totalitaryzmie, bo nazwiska Czuma już byśmy w mediach nie znaleźli, a i samego Andrzeja Czumy próżno byłoby szukać w kraju. A tak możemy o nim nie tylko rozmawiać, ale i wyciągnąć z jego historii wnioski. Oto dowiedzieliśmy się, czego bał się Mirosław Sekuła, że mimo ciężkiej pracy badawczej nie odnalazł ani jednego śladu afery hazardowej. Dlaczego Ryszard Kalisz wolał ośmieszyć się jako prawnik, twierdząc, że Kaczyńskiego i Ziobrę trzeba postawić przed Trybunałem Stanu za „tworzenie atmosfery wykluczania”. Nawet decyzja pewnego sędziego o skierowaniu szefa PiS na badania psychiatryczne da się już racjonalnie wytłumaczyć, odkąd poseł PO – Andrzej Czuma powiedział to, co powiedział, a salony zatrzęsły się z histerycznego oburzenia. Przypomnijmy – Czuma stwierdził, że w jego ocenie, po długich pracach komisji sejmowej, nie było za rządów PiS nacisków na prokuraturę i służby mundurowe.
Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, choć trzeba tu raczej mówić o ladze Baby Jagi, opadły maski z wielu twarzy (tam, gdzie można jeszcze o twarzy mówić) i wizerunków medialnych (gdy twarz została utracona bezpowrotnie). Wzorem największych intrygantów pan premier rzucił tylko tyle, że Czuma ma prawo do własnego zdania, ale przecież – skoro w służbach byli „tacy ludzie jak Kamiński, Święczkowski, Macierewicz”, to nawet bez nacisków „dobrze wiedzieli, co mają robić”. Mam wrażenie, że cechę tę można odnaleźć i dziś - u części dziennikarzy. Ci to dopiero wiedzą, co robić. „Komisja narzekała, że nie miała dostępu do wszystkich dokumentów, więc nie mogła dojść do pełnej prawdy” – podjął myśl premiera Grzegorz Miecugow, do którego jeszcze wrócimy. „Skoro nie można było znaleźć dowodów na naciski, to trzeba było napisać, że nacisków nie było” – lawirował Krzysztof Skórzyński, też z TVN24, która zapewne tylko wskutek zbiegu okoliczności nie dała wiadomości o wnioskach komisji na żółtym pasku. Mało tego – wiadomość jadąca paskiem przez godzinę brzmiała jedynie: „Andrzej Czuma przedstawił wyniki raportu komisji ds. nacisków”. Ani pół słowa, jakie to wnioski, zanim się towarzystwo nie zebrało i nie uradziło, co począć z takim ambarasem.
Kiedy już salon doszedł do siebie, posłowie PO zaczęli dawać do zrozumienia, że Czumie się coś „ten teges” i że będzie w swoich skandalicznych wnioskach osamotniony. Eseldowcy jako spadkobiercy tradycji zetesempowców uderzyli niezwykle wysublimowaną opinią, że Czuma powinien spadać do PiS, bo już tam na niego czekają. Prawdziwe piekiełko rozpalono następnego dnia rano. Oto czterech muszkieterów o mentalności politycznych Robocopów rzuciło się na posła PO, wycierając sobie usta słowem „naciski” na wszystkie sposoby, nie dostrzegając jednocześnie, że sami nie robią nic innego tylko właśnie naciskają, ba, duszą nawet. Tomasz Wołek: „Jak słucham obecnych wywodów Andrzeja Czumy ogarnia mnie przykre uczucie absurdu. Bo on, z całym szacunkiem dla jego przeszłości, plecie niedorzeczności”. Tomasz Lis: „Kiedy Donald Tusk ustanowił pana Czumę ministrem sprawiedliwości w tym studiu uznałem, że jest kosmitą. Teraz znajdujemy kolejne dowody, że to szalenie uczciwy człowiek, ale jest kosmitą”.