Ze zdziwieniem czytam wypowiedzi prawicowych polityków, publicystów i profesorów, oburzonych, że PiS wyrzuca Ziobrę, Kurskiego i Cymańskiego. Jedni obrażają Kaczyńskiego, inni leją łzy, że to koniec prawicy, choć ci akurat trzej europosłowie, poza szarżą Ziobry w Parlamencie Europejskim na inaugurację polskiej prezydencji, nie znaczyli ostatnio zbyt wiele. Co ciekawe – politycy, publicyści i profesorowie z drugiej strony barykady, ci darzący PiS niechęcią autentyczną i żywą, przyznają oczywistą oczywistość, że „ziobryści” żadnej dyskusji w swojej partii nie chcieli.

Potwierdzają to liczne poszlaki. Wszak, gdyby chodziło o „Aniołki PiS”, można by się zastanawiać, ale bulterier Kurski i koledzy? Krew, pot i łzy IV RP? Czyż mogliby z dnia na dzień stać się ofiarami krwiożerczej polityki Kaczyńskiego oraz wielkich ambicji Hofmana? Jeśli wspólnie z Kempą, Derą i Mularczykiem brukselski tercet ma nieść nadzieję, że ktoś w końcu Tuskoidów pokona, dlaczego państwo komentatorzy odmawiacie im tak podstawowej cechy w polityce, jak zdolność trafnego przewidywania konsekwencji własnych słów i czynów?

 

Jeśli „ziobryści” są naprawdę szczerze zaskoczeni, że wylecieli, chociaż rozmawiać z Kaczyńskim chcieli na łamach Tomasza Lisa albo w listach otwartych jak otwarte są dziś dla nich studia TVN, byłaby to wiadomość niepokojąca. Oznaczałaby, że odpowiedzialność za Polskę chcą brać ludzie, którzy nie potrafią jej wziąć w przypadku własnych działań. Oto Cymański, załamany po wyborach jak sześciolatka, która nie została dziecięcą miss Arizony, odbiera telefon. Dryń, dryń... - Cymański, słucham. - Panie Tadziu, „Wprościk” się kłania niziutko i prosi o wywiadzik w temacie „Pisowska dyktatura”, powie nam pan coś? – Nie mogę, kochana. Ale tak szczerze pani powiem, łza się w oku kręci, proszę nie nagrywać, łza się w oku kręci, halo, czy pani mnie słyszy? No, więc łza się w oku kręci...”. Ziobro, uciszony na początku kampanii przez Porębę, na widok nowych profesorów w ławach poselskich PiS i słów w książce Kaczyńskiego, że następcą miał być Kurtyka, wpada w objęcia Kurskiego, który dość ma skojarzeń z dziadkiem z Wehrmachtu. Kurski najpierw zapowiada wyemigrowanie z powodu szykanowania jego żony w miejscu pracy, ostatecznie stawia wszystko na kartę „Ziobro & Syn”. Świeżo upieczony ojciec Ziobro zaś udziela wywiadów, w których szantażuje, że stworzy nową partię na prawicy, jeśli nie dostanie połowy PiS na kredyt zaufania. Oto nowy PiS - Poniżeni i Skrzywdzeni.

Kiedy więc profesor Jadwiga Staniszkis mówi: „Liczyłam na kompromis. Oni nie zasłużyli na to, co ich spotkało”, mam wrażenie, że to efekt jej przemęczenia kampanią. Albo „ziobryści” wiedzieli, że swoimi wywiadami osłabiają swoje środowisko polityczne, i wtedy zakładamy, że chcieli być wyrzuceni, więc nie róbmy z nich "pierwszych naiwnych". Albo nie mieli tej świadomości, a wtedy tym bardziej powinni trzymać się z dala od polityki, bo ludzi, którzy nie poczuwają się do odpowiedzialności za własne czyny i zaniechania, mamy już w Sejmie na pęczki.