Według telewizji Warszawa właściwie została spalona. I zauważyłem, że po dwóch dniach bezustannego pokazywania w telewizjach zamieszek o rzekomo strasznej skali podano informację, że władze miasta wyceniły straty na 70 tysięcy złotych. (…) To pokazuje jak nieprawdziwy był obraz w telewizjach. W kółko pokazywano jedną i tę samą bójkę, a nawet w jednej stacji zauważyłem, że nagle uczestnicy tej bójki znaleźli się nagle na Mariensztacie, a więc w miejscu, gdzie w tym roku nie było zamieszek. Najwyraźniej ktoś, jak już zabrakło zdjęć o odpowiedniej skali grozy, domontował stare ujęcia.
Powstaje pytanie, czy komuś nie zależało na wytworzeniu takiego wrażenia, by Polacy wyszli z tego dnia w przekonaniu, iż tylko Donald Gromowładny jest w stanie zapewnić im spokój. Że trzeba mu pozwolić silniej zacisnąć pięść, dać jeszcze więcej władzy, by nas przez okres zagrożenia z jednej strony rzekomym faszyzmem a z drugiej niemieckimi bojówkami przeprowadził. Taka swoista doktryna szoku. Te pytania, a jest naszym obowiązkiem je zadać, stają się jeszcze bardziej aktualne gdy spojrzymy na dziwne zachowanie policji.
Publicysta ubolewa, że tak mało miejsca poświęcono pokojowemu Marszowi Niepodległości, który zgromadził wielu patriotów:
Tak, przemilczają też sam Marsz – pokojowy, z udziałem kilkudziesięciu tysięcy ludzi. A żeby odwrócić uwagę od napadów niemieckich lewaków skupiają całą uwagę na tym, co działo się na Placu Konstytucji.