Dziś źle się dzieje i organizowanie demonstracji nie jest niczym nadzwyczajnym. Kiedy redaktor Blumsztajn organizował demonstracje antify i marsze oburzonych uczniów drogiego liceum, to nikt się nie oburzał. (...) Największa partia opozycyjna chce zorganizować marsz w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, który jest również marszem protestu wobec tych skrajnie niebezpiecznych tez, które wygłosił minister Sikorski w Berlinie i w "Rzeczpospolitej".
Polityk mówił, że Polsce brakuje śp. Lecha Kaczyńskiego:
Zabrakło Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity, która zginęła w Smoleńsku. Dziś dzieją się takie rzeczy, które nie miałyby prawa się dziać, gdyby żył prezydent Lech Kaczyński. Donald Tusk do spółki z Sikorskim to taki polski Dżiurdziani, wie pani, bo jak była kampania wyborcza to Donald Tusk z Sikorskim do spółki nie mówili, jakie są ich pomysły na Unię Europejską, nie mówili o podwyższeniu wieku emerytalnego, nie mówili, po prostu oszukiwali ludzi tak, jak były socjalistyczny premier Węgier oszukiwał Węgrów. I skończą tak, jak skończył Dżiurdziani, czyli skończą po prostu na marginesie polskiej polityki.
Brudziński uważa, że protest przeciw próbom odebrania suwerenności nie jest niczym nadzwyczajnym:
Ta zbitka Radosława Sikorskiego, stawiająca znak równości między nami a kibolami, jest obrzydliwa. Uważamy, że mamy prawo spotkać się w centrum Warszawy, mamy uczcić pamięć tych, którzy zginęli po wprowadzeniu stanu wojennego przez gen. Jaruzelskiego. Marsz rozpocznie się apelem poległych. Będziemy protestować też przeciwko tym próbom odebrania suwerenności i niepodległości, o których mówił Sikorski, i które mogą być realizowane na rozpoczynającym się dziś szczycie w Brukseli.