W serwisie se.pl czytamy:
Rosyjscy chłopi rozgrabili część szczątków rządowego tupolewa, w którym 10 kwietnia 2010 roku zginął Lech Kaczyński i 95 towarzyszących mu osób! Tego szokującego odkrycia dokonał w Smoleńsku burmistrz warszawskiego Ursynowa Piotr Guział, który wczoraj wizytował miejsce katastrofy sprzed dwóch lat.
Fragmenty samolotu, a nawet strzępy ubrań ofiar pokazał wstrząśniętej delegacji jeden z rolników. (…) Zaczepił polską delegację, gdy ta wracała z lasku, w którym rozbił się prezydencki samolot. Jak gdyby nigdy nic pochwalił się urzędnikom, że ma części wraku! Potem ku zdumieniu członków delegacji zaprowadził ich do oddalonych o kilometr garaży. Tam, w smrodzie, brudzie i pośród walających się narzędzi, leżało kilka worków ze szmatami. - Widziałem tam między innymi czyjeś porwane spodnie. Ten człowiek zapewniał, że to ubrania ofiar katastrofy - opowiada wstrząśnięty Guział.
Gdy zszokowani urzędnicy przyglądali się pakunkom, pękający z dumy właściciel garażu pokazał im jeszcze fragment biało-czerwonego poszycia tupolewa i mniejsze fragmenty jego wyposażenia. Burmistrz bez wahania wyjął aparat i sfotografował makabryczne znalezisko. - Ten mężczyzna powiedział nam, że odkupił to od zbieraczy złomu, bo zorientował się, że to szczątki samolotu - mówi Guział.
Sławomir Jastrzębowski w komentarzu "Smoleńsk 2012. Rozkradzeni" pisze: