Igor Zalewski pisze:
Pamiętają państwo Stanisława Dobrzańskiego? Tak, to ten Staszek, który „chciał się sprawdzić w biznesie”. Teraz w jego ślady poszedł Olek. Ten się chce sprawdzić nie tylko w biznesie, ale i w atomie - rozpoczyna swój tekst Zalewski. - To historia tak powtarzalna, że aż nudna. Najpierw partia głosi kult fachowości i krytykuje innych za polityczne nominacje w gospodarce. Potem robi dokładnie to samo, udając przy okazji, że wcale nie traci cnoty. Tym razem na Himalaje publicznej obłudy wspięło się PO. Jej były minister Aleksander Grad został prezesem wielkiej grupy spółek energetycznych, które będą nam m.in. budować elektrownie atomową.
Komentator analizuje, jak człowiek bez osiągnięć mógł zostać wybrany na takie stanowisko:
Skoro Grad nie znalazł się w nowym rządzie Donalda Tuska, to można założyć, że premier niezbyt cenił jego dokonania, jako ministra skarbu. Trudno mu się dziwić. Grad nie znalazł w Katarze inwestora dla stoczni gdańskiej, chociaż jego ludzie szukali go w Internecie przy pomocy „specjalnej wyszukiwarki”. A jednak facet bez osiągnięć okazał się wystarczająco dobry, by stanąć na czele państwowego holdingu, który za gigantyczne pieniądze będzie budować elektrownie jądrową. Czy to nie paradoks?
I odpowiada: