Są w naszym państwie sprawy tak potwornie skandaliczne i po ludzku niezrozumiałe, że naszym naturalnym odruchem jest niedowiarstwo. Taką sprawą jest niewątpliwie historia zabrania dzieci państwu Bajkowskim z Krakowa, w sprawie której od kilku dni interweniują dziennikarze "Rz". W takie historie po prostu nie chce się wierzyć, chce się szukać dla nich racjonalnego wyjaśnienia. Niestety, choć wszystkich szczegółów jeszcze nie znamy, im więcej o tej sprawie wiemy, tym bardziej przerażająco to wygląda. Wczoraj głos w sprawie zabrał jezuita ks. Krzysztof Mądel, który zadeklarował, że osobiście ręczy za Bajkowskich (dodajmy, że ks. Mądel nie jest "prawicowym oszołomem", ale blogerem entuzjastycznie popierającym rząd premiera Tuska).
To jest sprawa czysto ideologiczna. Poślijcie reportera do Bajkowskich. Mój brat zna pana Bartosza, razem pracowali, a teraz czasem go zatrudnia w firmie. Bartosz Bajkowski jest znakomitym informatykiem, ale zetknąwszy się z tendencyjnym terapeutą rodzinnym, do którego sam się zwrócił po pomoc, zaczął walczyć od prawo do normalności, wykpiwać ideologię, na co terapeuta, a później sąd odpowiedzieli niezwykle agresywnie, jakby byli stroną sporu, a nie usługodawcą publicznym o jasno określonych standardach. Żałuję, bo w tej fazie sporu odmówił pomocy Bajkowskiemu prawnik, który jest konserwatywnym politykiem, senatorem PiS, a który mógł mu skutecznie pomóc. Wydaje mi się jednak, że właśnie tej sprawie warto nadać wymiar polityczny, bo sprawa jest czysto ideologiczna. Bodaj wszystkie opinie są zgodne, że Bajkowscy dbają o dzieci, a dzisiejsza interwencja sądu i policji przypomina areszt wydobywczy, jakby sąd liczył że z dala od rodziców chłopcy zaczną oskarżać rodziców i dostarczą sądowi zeznań jakich się spodziewa.
- napisał jezuita na Facebooku tygodnika "Do Rzeczy". Komentarz wydaje się zbyteczny.