Wobec przepastnego morza lamentu nad bezsensownością warszawskiego referendum, dobrze jest przeczytać kroplę czegoś, co odbiega od standardowego argumentu "HGW nie jest aż taka zła/został tylko rok do wyborów" i co dostrzega zasadniczy sens całej inicjatywy. Ta kropla wypłynęła z nieoczekiwanego dość źródła: Jacka Żakowskiego, który w swoim programie na antenie TOK FM, tak skomentował całą sprawę:
Sama kampania referendalna, sama wizja referendum ma fantastyczny efekt (...) Jaka piękna zmiana! Ile fantastycznych, nowych decyzji pani prezydent podjęła lekko tylko dźgnięta ostrogą samej wizji referendum odwoławczego!
- mówił Żakowski, wspominając m.in. o decyzji o wprowadzeniu tzw. karty Warszawiaka (zniżki w komunikacji miejskiej dla warszawskich podatników). Mimo, że pomysł jest nienowy, dopiero teraz doczekał się realizacji
Ile to lat gadania? Przyszedł Guział, nakarmił prezydent dobrą wolą i się stało. Może tak musi być. Może widok szatana, piekła jest konieczny do zbawienia (...) Być może wszyscy prezydenci miast, albo wszyscy politycy powinni być stale z taką wizją konfrontowani - mówił o groźbie referendum Żakowski. - Wtedy mielibyśmy lepszą, sensowniejszą politykę. Nie ma nic bardziej mobilizującego dla polityka, niż wizja utraty posady w niesławie
- podsumował Żakowski. I mimo że jego zachwyty nad nową jakością w polityce wiceprzewodniczącej PO są jak zwykle komicznie przesadzone, to dostrzegł jednak główmy fundamentalny sens inicjatywy referendalnej: motywacji dla zasiedziałej, aroganckiej i nieliczącej się z mieszkańcami władzy i przypomnieniu, że musi ona odpowiadać przed obywatelami. W obliczu klęski okazuje się nagle, że wiele rzeczy niemożliwych staje się możliwymi. I jak tu nie wierzyć w cuda?