Anna Kozicka-Kołaczkowska: Demokracja, czyli mir w baraku

„Wybory odbendo się w zakresie miasta Zielona Góra ( et ectera…)” - obiecywała narodowi Państwowa Komisja Wyborcza w telewizji.

Publikacja: 23.11.2014 09:13

Ale już po wszystkiem. Nie tylko „w zakresie miasta Zielona Góra", „w zakresie miasta Szczecin" oraz pozostałych zakresach, ale także w „gminach nie będących miastamy"- jak zapowiadała PKW „ustamy" swojego członka. Teraz, drogi Polaku, warto sprawdzić, czy nie czas ci prasować koszule. Nuż jakiś druh serdeczny wrzucił twoją kandydaturę w internetowy „kalkulator wyborczy" i znalazłeś się wśród pomazańców władzy. Jak się znam na internecie, istnieje nawet realna szansa, że z racji popadnięcia w „kalkulator" trafiłeś w niezłe towarzystwo. Domowym sposobem, dzięki zmyślnemu programowi PKW, w bloku kariery polskiego samorządowca możesz stanąć obok Baracka Obamy, Siostrzeńców Kaczora Donalda, Jamesa Bonda, Arena Lupin albo i Władimira Władimirowicza.

Niedzielne kryterium wyborcze dalece prześciga nawet szczególne wizje wzniecone przedwyborczym występem Logistyków PKW. Niełatwo być politycznym prorokiem w kraju, w którym nagle głoszą, że nie 3, a 30 procent najlepszych jego mieszkańców stanowią idioci. 30 procent ludzi z tych najbardziej świadomych, najmądrzejszych, niepodległych, którzy w niedzielę skorzystali z prawa człowieka i obywatela. Których niełatwo okłamać. Omamić, by raz na zawsze dali sobie spokój z wybieraniem, głosowaniem, politykowaniem i zostawili władzę pomazańcom bożym, co to wprawdzie polityki się brzydzą, ale koryta to już nie. A jednak postawienie jednego krzyżyka w odpowiednim miejscu podobno przerosło ten naród. Zadziwiające, jak ów wynik harmonizuje z opinią o Polakach naszych najgłupszych celebrytów. Od feralnej niedzieli daleko Polakowi nawet do wyborców Korei, Indii, Rosji, Afganistanu, u których ze zrozumieniem ordynacji jednakowoż prabliemy niet – jak mówią na Wschodzie.

Nie udał się lud polskiemu państwu prawa. Lud, czyli demos. Na tym polega nieszczęście tutejszej, młodej demokracji. Lud uważa, że wybory były sfałszowane, choć ich wyniki są jeszcze niezliczone. Podczas gdy, mimo że wyniki są jeszcze niepodliczone, już wiadomo niezbicie, że wybory są w porządku. Azali, od czego mamy polskie sądy, które już za parę lat mogą odrzucić protesty potrzebne demokracji jak umarłemu kadzidło. Wtedy, kiedy wszystkim uczestnikom obecnego aktu demokracji będzie już zarówno, a spalone karty wyborcze zasilą glebę.

Słowa prorocze na temat takiego modelu demokracji padły niczym memento w czasie letnich, peeselowskich fermentów, gdy wśród partyjnego aktywu podniosły się szmery, by poddać pod głosowanie ocenę liderowania szefa partii. „Jeszcze polska demokracją nie dorosła do takich rozwiązań!" – raz a skutecznie uciął szef Piechociński cyrki z niedojrzałą, polską demokracją.

A w mieście „stolyca" na moment nie mogę zapomnieć o zamknięciu bramy, bo złodzieje połakomili się i na moje cebulki kwiatów. Niektóre znajome warszawianki boją się przejść same ulicą po zmroku. Do miasta „stolyca" nawet na konferencję naukową nie rwie się moja wrocławska dentystka, bo przed wejściem do jej super hotelu goniła się kiedyś banda nożowników. Wczoraj hydraulik opowiadał mi o złodziejskich podchodach do swojego auta, które zmuszony bywa parkować w rejonach nieco dalszych od Pałacu Kultury. W mieście „stolyca" zawsze jest jednak dość oddziałów zmilitaryzowanych ku służbie demokracji.

Zaś demos, który dopiero co oddalił się od urny wyborczej na okres 4-5 lat jest jak ów pętak, który zrobił swoje i może sobie iść w piguły. Demos na ogół swoje miejsce zna. Z natury rzeczy rzadko zaprząta sobie czerep trudnymi słowami, choć demokracja oznacza rządy ludu, czyli coś fajnego dla niego samego. Sęk w tym, że lud i władza to najczęściej dwa „na słońcach swych przeciwnych – Bogi", a demokracja bywa nierzadko jak wycięta z dykty makieta komunistycznego poloneziaka udającego policyjny radiowóz. Makiety takie umieszczano niegdyś przy drogach, niby że łowcom mandatów o bezpieczeństwo ludu chodziło. Biada demosowi, kiedy demokracja jest burtą poldka wyciętą z dykty, fantomem, fasadą.

Na naszych oczach ożywa w tych dniach wyborczego zgiełku metafora państwa jako wspólnego gospodarstwa domowego ludu z opiekuńczą kobieciną. Wyłuskanie co bardziej charakterystycznych dziennikarzy z demosu, który udał się w świętym oburzeniu do PKW, aresztowanie ich z wyręczeniem się przepisem o naruszeniu „miru domowego" jest tej metafory niespodziewanym, groteskowym i strasznym uzupełnieniem.

Słowo „mir", jakkolwiek słowiańskie, kojarzy się Polakom z jakimś reliktem sowieckim w naszym prawie i doprawdy daje do myślenia fakt, że „mir domowy" narzucił się prawniczym umysłom akurat w sytuacji tak specyficznej, przecież z pojęciem spokoju domu prywatnego nie mającej wiele wspólnego. W kraju, w którym na dobitkę, na przykład, od gdańskiej policji przez okrągłe lato nie można się doprosić, by dyskoteka w namiocie na morskiej plaży nie dudniła do świtu na full, rzucając człowieka falą uderzeniową o ścianę domu. Gdzie w weekendy ludzie nie niepokojeni żadnymi kodeksami zawsze wolą golić do korzenia przydomową trawę, niż poczytać, a i bez piły tarczowej niejednemu trudno obejść się w życiu, zwłaszcza w soboty miru domowego sąsiada. Od lat nie egzekwuje się tu także normy zachowania ciszy nocnej.

Potraktowanie demosu w budynku PKW policyjną przemocą zamiast podjęcia próby koncyliacji tamtą toporną metaforę wspólnego domu pod pieczą kochającej kobitki demaskuje jako jednorazową bujdę ( wola dialogu z ludem HGW w godzinie debaty z Sasinem wprost wychodziła jej oczami !). W demokracji, która nie jest fasadą, poldkiem z dykty, to demos jest suwerenem i właścicielem budynków użyteczności publicznej. Budowle państwowe nie są dożywotnim, własnym domem władzy. Są miejscem służby publicznej dla ludu. Kiedy więc lud w świętym oburzeniu wiecował w sali konferencyjnej PKW, był u siebie. Prawo ludu do tej sali jest niepodważalne i nie jest kadencyjne. Lud w domu swojej władzy jest u siebie, zwłaszcza wtedy, kiedy zdecydowany jest pilnować procedury, do której stracił zaufanie.

W domu PKW nikt z ludem nie raczył się ugadywać. Skład osobowy PKW ulotnił się w stronę miru swoich domów właściwych, porzucając służbę ludowi. Zbrojni najemnicy bez pardonu oczyścili dom z trybunów ludu.

Ława oskarżonych dziennikarzy wyrwanych znienacka w drodze do szatni. Metodycznie, spośród innych, zaprzyjaźnionych. Dziennikarzy sądzonych w trybie nadzwyczajnym. Wrażenie niesamowite. Piękna Ewa Stankiewicz eskortowana przez policję do radiowozu. Kajdanki na przegubach Grzegorza Brauna. Gdyby tak na przegubach handlarza kobietami, narkotykami, kradzionymi autami. Na dłoniach wyrywacza torebek, oszusta, mordercy. Nie. Kajdanki na przegubach polskiego inteligenta. Widok okropny, bolesny, haniebny. Jak daleko stąd do placu Tian, anmen? To nie dom i nawet nie fasada. To niesamowicie smutny barak. Zresztą, nigdy nie było wesołych baraków.

Ale już po wszystkiem. Nie tylko „w zakresie miasta Zielona Góra", „w zakresie miasta Szczecin" oraz pozostałych zakresach, ale także w „gminach nie będących miastamy"- jak zapowiadała PKW „ustamy" swojego członka. Teraz, drogi Polaku, warto sprawdzić, czy nie czas ci prasować koszule. Nuż jakiś druh serdeczny wrzucił twoją kandydaturę w internetowy „kalkulator wyborczy" i znalazłeś się wśród pomazańców władzy. Jak się znam na internecie, istnieje nawet realna szansa, że z racji popadnięcia w „kalkulator" trafiłeś w niezłe towarzystwo. Domowym sposobem, dzięki zmyślnemu programowi PKW, w bloku kariery polskiego samorządowca możesz stanąć obok Baracka Obamy, Siostrzeńców Kaczora Donalda, Jamesa Bonda, Arena Lupin albo i Władimira Władimirowicza.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości