Reklama

Rafał Tomański: Bez komentarza

Proponuję manifest stosowny do zmieniającej się pod względem technologii sytuacji. Założenie jest tylko jedno – wyłączyć możliwość komentowania w sieci.

Publikacja: 13.02.2015 16:11

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Świat nagle stałby się lepszy. Internetowy hejt znika, bo nie ma środowiska dla siebie naturalnego. Użytkownicy, by wyrazić swoje niezadowolenie, muszą spotkać się z kimś na żywo i poskarżyć się na coś bądź na kogoś. Podtrzymują więzi międzyludzkie, ci bardziej uzależnieni od sieci uczą się na nowo poruszania w przestrzeni niewerbalnej. Mogą nawet zaczerpnąć choć przez chwilę świeżego powietrza. W efekcie poprawia się nie tylko ich psychika, ale i zdrowie. Komentowanie w internecie powinno być wyłączone.

Kreatywność kontra krytyka

Pod każdym przejawem kreatywności można dziś znaleźć słowa krytyki. Nieważne, co się robi i na jakim poziomie. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą kręcić nosem. Nie trzeba oczywiście się na wszystko zgadzać, jednak krytyka w obecnej, wirtualnej rzeczywistości nie ma na celu zrozumienia materii krytykowanej, a jedynie pozostawienie po sobie cyfrowego śladu graniczącego z zaznaczeniem własnego terenu. „Tu byłem" wycięte pod artykułem lub filmikiem pozostawia niesmak, który rzekomo miał odczuć komentujący. Odczucie wcale nie musi być zgodne z prawdą, negatywny komentarz może wynikać z braku własnego zdania, chęcią podążenia za gustem innym, sugerowaniem się podawaną obok treści statystyką z mediów społecznościowych i ogólną niechęcią do tych, którzy są „tam". Po drugiej, teoretycznie lepszej, bo kreującej rzeczywistość stronie.

Przed laty nie było komentarzy i nie było internetu. Nikt nie krytykował na forach Elvisa, Beatlesów czy Stonesów, choć wielokrotnie zagorzali fani mieli wiele do zarzucenia swoim idolom. Król tył i uzależniał się od narkotyków, zespołom zdarzało się nagrywać niezrozumiałe utwory i płyty, jednak, żeby wieść się o tym rozniosła, trzeba było komuś fizycznie to zakomunikować. W wymianie poglądów nie było nic złego, jednak ocena jakości grania poprzez nie kupienie słabszej płyty czy mniejszą frekwencję na koncertach była zdrowsza i bardziej zgodna z rzeczywistością niż przypadkowy hejt.

Dostaje się wszystkim

Gdy dziś Paul McCartney decyduje się na nagranie razem z Kanye Westem i Rihanną, fani Beatlesa krytykują jego wybór. Z kolei ci, którzy lubią Westa zarzucają jakiemuś-tam McCartneyowi, że chce się wylansować przy ich idolu. Co człowiek, to inna opinia, ale w dzisiejszych czasach jakość samego utworu i sam fakt, że muzyk, który pozostał jako jeden z dwóch żyjących jeszcze Beatlesów, może sam decydować o swoich artystycznych losach. Czegoś w końcu o muzyce zdążył się nauczyć chyba przez kilka dekad na światowym topie? Z tego samego punktu można wyjść odnośnie krytyki spotykającej Westa, Rihannę, a także innych muzyków. Beyonce według fanów nie wie już, co śpiewa i po co sięga po takie a nie inne środki wyrazu. West mówiąc na ostatnim rozdaniu nagród Grammy , że brak wyróżnienia dla niej to świadectwo niedojrzałości komisji jury, według komentujących w sieci także myli się, bo przecież oni wiedzą od niego lepiej.

Komentowanie tworzonych treści prowadzi do otwarcia nie jednej, ale miliardów nikomu niepotrzebnych puszek Pandory. Nieodporni na krytykę mogą zrazić się czytając opinię ludzi, którzy obejrzą ich twórczość. Ci odporni z kolei mogą trwać przy swoim, ale umacniać niepotrzebną betonowość ze względu na brak zrozumienia. Pogoń za kreatywnością ma w naszej rzeczywistości przedziwną postać czegoś niezbędnego, do czego rodzice powinni zachęcać swoje dzieci zaraz po samych narodzinach, a z drugiej strony każdy, kto lekko nawet odstaje od niewidzialnego kanonu bycia takim-jak-wypada jest bezlitośnie piętnowany. Wyszydzany poprzez komentarze. Docinki silące się na erudycyjną wielkość i czternastozgłoskowość (w końcu komentujący wiedzą także lepiej od samego Mickiewicza, jak powinno się napisać Pana Tadeusza). Ludzie, którzy po swojej pracy (często nie spełniającej ich oczekiwań) siadają do nowego medium obcowania z rzeczywistością, do komputerów, ci, których argument o nieposiadaniu telewizora traci obecnie sens, bo i tak wszystkiego można dowiedzieć się i wszystko da się obejrzeć teraz w sieci, oni razem jak jedna machina zabiorą się po swoich obowiązkach za coś o wiele ważniejszego od etatu. Zaczną produkować jeden wielki hejt, który do niczego nie prowadzi. Kto stanie im na drodze, zostanie zgnieciony. Kreatywność video blogerki Banshee (występującej także jako Szalona Zuzia) i jej kilkuletni konsekwentnie budowany przekaz do fanów zostanie przez nich w bardzo łatwy sposób przekreślony, bo dziewczyna gnie i wyrzuca jeden z nadesłanych jej plakatów. Zrobiony przez jednego z subskrybentów, zatem nietykalny i święty jednocześnie. Jedynie do oprawienia w ramki i do wznoszenia codziennych modłów. Bezkrytyczność krytykujących stosowana w tym wypadku wobec siebie prowadzi do zalewu negatywnych komentarzy pod adresem Banshee.

Reklama
Reklama

Łatwo można to zwalczyć

Nowa rzeczywistość wymaga czasem naprawienia i wzięcia w ryzy, bo internet poza nieskończonymi korzyściami podaje także na tacy rzecz przerażającą, napędza ludzi do niepotrzebnego krytykowania wszystkiego dookoła. Z takiego działania nie wynika nic dobrego. Wystarczy zatem przeprowadzić eksperyment i wyłączyć komentarze. To nie będzie takie trudne jak poradzenie sobie z internetowym piractwem. Serwisy bezprawnie rozpowszechniające cudzą własność pojawią się w innych miejscach, natomiast funkcjonalność zamieszczania własnych opinii ma wartość zera lub jedynki. Można ją włączyć albo wyłączyć. Bez straty dla internetu, bez niszczenia strony wizualnej serwisów. Tak samo załadują się na komórkach, tak samo wyświetli się treść artykułów. Tylko bez komentarzy trzeba je będzie przeczytać i postarać się zrozumieć po swojemu. Opowiedzieć o nich znajomym lub nieznajomym na spotkaniu bądź na ulicy (jeżeli coś nas naprawdę przejmie). Pomyśleć samemu o tym, dlaczego ktoś zdecydował się umieścić taką a nie inną treść przy pomocy możliwości, jakimi na daną chwilę dysponuje.

Gdyby można było wyłączyć miliardy tweetów i postów produkowane w każdym ułamku sekundy. Gdyby treści po prostu mogły być zamieszczane, a nie tylko krytykowane. Wówczas nawet rola debat politycznych uległaby poprawieniu. Daję słowo. Wystarczy tylko spróbować.

Publicystyka
Ursula von der Leyen: Nowe otwarcie w handlu z USA
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama