– To młody poseł, którego bardzo promujemy, a był w ZChN – mówi Przemysław Gosiewski, szef klubu PiS. Daje tego 29-letniego posła jako przykład na to, że partia się nie zamyka na środowiska spoza starej gwardii Jarosława Kaczyńskiego, zwanej zakonem PC.
Mariusz Kamiński przed ZChN działał nawet w Młodzieży Wszechpolskiej. Odszedł pod koniec lat 90. wraz z grupą kontestującą Romana Giertycha. Ale już w 2001 r. związał się z najwierniejszymi „zakonnikami”. Dziś jest typowany jako pewny kandydat na rzecznika prasowego największej siły opozycyjnej, 160-osobowego klubu PiS. – Nikt mi nic nie proponował – dystansuje się do tego awansu. Ale już prowadził konferencję Jarosława Kaczyńskiego. Były premier go chwalił: – Sprawny polityk, który ma przed sobą wielką przyszłość. Prezes był zadowolony z ostrych wystąpień Kamińskiego podczas pierwszego posiedzenia Sejmu. Młody polityk zaatakował Stefana Niesiołowskiego. Przypomniał mu stare, krytyczne wypowiedzi na temat Platformy: „elegancko opakowana recydywa tymińszczyzny, nowe wydanie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa”. – Debiutuję, ale staram się nie być anonimowym posłem. Nie chcę jednak, by przylgnął do mnie wizerunek ostrego polityka. Ja mam poglądy umiarkowane, centrowe – zapewnia Kamiński.
Jego wystąpienia porównywano do podobnych wypowiedzi Adama Hofmana, zaliczanego od zeszłej kadencji do bulterrierów PiS. Obu z dumą witał w sejmowym korytarzu Adam Lipiński, który zajmuje się „wychowywaniem” młodej kadry partyjnej. Organizuje dla nich ogniska i szkolenia. – I dużo im zawdzięczam – przyznaje Kamiński.
Ale „wychował” go nie tylko ten PiS-owski strateg. Mariusz Kamiński jest bowiem zaprzyjaźniony z Michałem Kamińskim, obecnie prezydenckim ministrem, twórcą partyjnych kampanii, który też przeszedł drogę z ZChN na nawróconego „zakonnika” PiS. W 2000 r. jego biurem poselskim kierował właśnie Mariusz Kamiński. Poprosił nawet obecnego ministra, by był świadkiem na jego ślubie.
Tak dołączył do klanu Kamińskich w PiS, którzy nie są spokrewnieni, ale wiele w partii znaczą. Co więcej – nosi to samo imię i nazwisko co obecny szef CBA. Czy dlatego w wyborach do Sejmu dostał aż 12 tysięcy głosów? – Zapewne jakieś 2 – 3 tysiące zyskałem z tego powodu, ale na resztę zapracowałem w Białymstoku sam – ocenia.