„Süddeutsche Zeitung" z Monachium uważa, że „Turcja jest podobnie jak Ameryka Trumpa głęboko podzielona. Jak dotąd nie można było tego tak wyraźnie dostrzec. Dopóki wszelkie zarzuty manipulacji nie zostaną usunięte, tak długo ciążyć będzie na tym zwycięstwie podejrzenie o zamach stanu. Dokładnie rzecz biorąc, to referendum nie powinno było się odbyć w stanie wyjątkowym, kiedy zakneblowano usta prasie, aresztowano opozycyjnych polityków, zastraszono wszystkich przeciwników. Wraz ze zmianą konstytucji i przy totalitarnych roszczeniach prezydenta Erdogana, Turcja odchodzi od zachodnich standardów, którymi gorliwie się kierowała. Dołącza ona do bliskowschodnich i kaukaskich wzorców władzy".
Opiniotwórcza „Frankfurter Allgemeine Zeitung" konstatuje: „Europejczycy powinni zaakceptować nową rzeczywistość i zaprzestać rozmów akcesyjnych z Turcją, które były tak czy inaczej farsą. Przynajmniej to. Tak, Europa jest mocno zainteresowana ścisłymi i stabilnymi relacjami z Turcją będącą członkiem NATO. Ale ścisłe i stabilne relacje są też możliwe poniżej progu umożliwiającego członkostwo. Być może za wzór mogą posłużyć przyszłe relacje z Wielką Brytanią. W każdym razie członkostwo Turcji było od chwili złożenia wniosku akcesyjnego kontrowersyjne. (..) Jedno musi dać jednak do myślenia: spora większość Turków w zachodniej Europie, a zatem ludzie, którzy żyją w wolnym, demokratycznym i nieowładniętym nacjonalizmem społeczeństwie, opowiedziała się za jednoosobowym systemem Erdogana i woli autorytaryzm jako ustrój polityczny dla Turcji".
Regionalna „Neue Osnabrücker Zeitung" stwierdza: „Na pewno, to, co wydarzyło się w Turcji jest niesprawiedliwe. Ale, jeśli UE obawia się, że referendum może doprowadzić do autorytarnego reżimu, rozmija się z rzeczywistością.
Już przed referendum władza znajdowała się w rękach Erdogana. Pomimo to Europa potrzebuje Turcji, jako sojusznika w NATO a także dlatego, że UE nie znajdzie lepszego rozwiązania w kwestii uchodźców. Jeśli wysocy przedstawiciele UE domagaliby się od Turcji, by ta zareagowała na europejskie obawy, byłoby to dalekie od poczucia realizmu i dowodziło słabości. Zamiast tego najwyższy czas zastanowić się nad tym, czego UE rzeczywiście oczekuje od państw spoza Wspólnoty. W końcu konsternacja ustąpi miejsca realnej polityce. A to oznacza także współpracę z Erdoganem".
Berliński „Tagesspiegel" pisze: „Już rozbrzmiewają wynikające ze sprzecznych punktów widzenia żądania, by wstrzymać raz na zawsze negocjacje akcesyjne Turcji z UE, które nie posuwały się do przodu. Twarde stawienie czoła autokracie Erdoganowi, pokazanie mu, gdzie są drzwi, wydaje się po wszystkich zuchwałościach właściwą odpowiedzią ze strony Europejczyków. A jednak niewłaściwą. Ponieważ Turcja jest nie tylko sojusznikiem Zachodu i tym samym częścią architektury bezpieczeństwa, którą nie można pochopnie wypowiedzieć. Turcja jest również partnerem gospodarczym krajów europejskich, które są ze sobą powiązane potężną wymianą handlową i miliardowymi inwestycjami. I czego nie wolno zapomnieć: od pokoleń żyją w Niemczech rodziny tureckiego pochodzenia. Odwrócenie się nagle od Turcji oznaczałoby oznaczałoby pójście na konfrontację, która nic nie da, ale wyrządzi ogromne szkody".