Rząd Ardern, oprócz Partii Pracy, do której należy przyszła premier, będzie tworzyć populistyczna partia Najpierw Nowa Zelandia, a gabinet będzie też się cieszył poparciem Zielonych (którzy jednak nie wejdą w skład koalicji).
Ardern w pierwszym wywiadzie udzielonym po wyznaczeniu jej na premiera skrytykowała kapitalizm uznając, że nadwyżka budżetowa którą chwali się ustępujący rząd konserwatystów Billa Englisha nie usprawiedliwia dużych nierówności społecznych jakie są widoczne w jej kraju.
Teraz przyszła premier zapowiada, że jej rząd chciałby, aby zapotrzebowanie energetyczne kraju w 100 proc. gwarantowała odnawialna energia, zapowiada też zwiększenie wydatków na budowę ścieżek rowerowych i kolei. Już dziś Nowa Zelandia czerpie 85 proc. konsumowanej energii ze źródeł odnawialnych.
37-letnia Ardern zapowiada też podwojenie liczby drzew sadzonych co roku w kraju, zalesiając m.in. tereny, które mają "marginalne znaczenie przy wypasie zwierząt". Ponadto flota samochodów rządowych ma w ciągu dekady stać się w pełni ekologiczna.
Ardern chce także podnieść płacę minimalną (o 27 proc., do równowartości 14 dolarów za godzinę) i zablokować zakup domów z rynku wtórnego przez obcokrajowców. Co roku Nowa Zelandia ma wydawać niemal 700 mln dolarów na poprawę infrastruktury mniejszych miast.