Poseł niezrzeszony nie ma żadnego wpływu na życie publiczne.
Pozycja w polityce nie zależy tylko od przynależności organizacyjnej, ale w dużej mierze od własnego dorobku. A poza tym na początku kadencji, dopóki nowa koalicja rządząca cieszy się wysokim poparciem społecznym, wpływ opozycji na decyzje polityczne i tak jest bardzo ograniczony.
Nie jest panu żal, że nie wystartował pan do Sejmu z listy PO? PiS przegrało wybory i przeszło do opozycji.
W polityce trzeba podejmować ryzyko. Wiążąc się z PiS, liczyłem na odbudowę PO – PiS. Wyborcy zdecydowali jednak inaczej. Moim zdaniem gorzej dla Polski, bo obie partie wywodzące się z dawnego obozu “Solidarności”, zamiast współpracować, postanowiły się wyniszczyć. Platforma Obywatelska była bardzo radykalną opozycją i PiS chyba będzie tak samo radykalne. Tak to jest – jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Wierzy pan, że gdyby wygrało PiS, to rządziłaby koalicja Platformy i PiS?
Sądzę, że tak, bo PiS nie miałoby wyboru, musiałoby się dogadać z PO. Natomiast Platforma mogła dogadać się z każdym: i z PiS, i z PSL, i z SLD. Ale jeżeli w przyszłości lewica się wzmocni i dojdzie do władzy, to obie te partie – PO i PiS – będą winne temu, że wzajemnie się zwalczając, utorowały drogę do powrotu lewicy. Jarosław Gowin z PO ciągle liczy, że topór wojenny między PO i PiS zostanie zakopany.
Gowin jest idealistą, a ja realistą. Nie wierzę w to porozumienie. Liderzy Platformy dwa lata temu przyjęli wariant wyrzucenia PiS ze sceny politycznej. Wojna była ostra i będzie trwała.