Gabinet Donalda Tuska ma za sobą nieco ponad miesiąc rządzenia, ale o nowej władzy już krążą anegdoty. Zaczęło się pierwszego dnia, gdy premier odebrał od prezydenta akt desygnacji.
Tusk postanowił bowiem, że będąc premierem, nie da się sterroryzować ochronie. Kiedy po uroczystości u Lecha Kaczyńskiego spod Pałacu Prezydenckiego jechał samochodem z ochroniarzami, nie pozwolił użyć syreny. Podobno potem nie mógł się nadziwić, dlaczego kierowcy stojący obok niego w korku tak mu się przyglądali.
Przed nowym szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną ze strachu drżeli wszyscy urzędnicy. Plotka głosiła bowiem, że jest bardzo surowy.
Ofiarą strachu przed Schetyną padł nawet minister transportu Cezary Grabarczyk. Tuż po tym, jak w prasie pojawiły się informacje, że premier ma zamiar rozliczać ministrów z efektów i natychmiast dymisjonować tych, którzy ich nie mają, Schetyna zagadnął Grabarczyka: A ty Czarek ile już zbudowałeś autostrad? Grabarczyk pobladł i zaczął się tłumaczyć, że ministrem jest kilka dni, że jest późna jesień i że trudno tak szybko wymagać efektów, tym bardziej że zimą się nie buduje... Odsapnął dopiero, gdy się zorientował, że szef MSWiA żartuje.
Szefowa resortu zdrowia Ewa Kopacz podobne nieporozumienie przeżyła na spotkaniu z ministrem finansów Janem Rostowskim. Odwiedziła go, by przed uchwaleniem budżetu powalczyć o pieniądze dla lekarzy. – Nie ma problemu – usłyszała ku swojemu zdumieniu, gdy podała kwotę, o jaką jej chodzi. Rostowski usiadł i zaczął coś szybko przeliczać. Kopacz już uwierzyła, że pieniądze rzeczywiście dostanie, gdy nagle usłyszała, o ile by trzeba podnieść składkę zdrowotną.