Lech Kaczyński zadeklarował wczoraj, że jest gotów do kompromisu w sprawie powoływania ambasadorów, jeśli będzie brał w tym procesie aktywny udział.
Polityczny spór na linii Pałac Prezydencki – rząd wywołały trzy dni temu słowa szefa MSZ. Radosław Sikorski powiedział, że brakuje 100 podpisów prezydenta pod dokumentami niezbędnymi dla funkcjonowania polskich ambasad. Prezydencki minister Piotr Kownacki prostował, że brakuje tylko 15 podpisów.
Podczas wczorajszej konferencji Lech Kaczyński poinformował, że powołał Macieja Langa na ambasadora w Afganistanie i złożył jeszcze osiem podpisów pod nominacjami. Wyraził żal, że obecny rząd pomija procedurę nominacji ustaloną jeszcze za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Wówczas MSZ najpierw występował do prezydenta o wstępną akceptację kandydata, a dopiero później – o zgodę do państwa, w którym ma on pełnić misję.
– W tej chwili reguła polega na tym, że przychodzi do mnie wniosek już po zgodzie obcego państwa, co stawia mnie w trudnej sytuacji: jakieś państwo wyraziło zgodę, a ja mogę skorzystać lub nie z prezydenckiej kompetencji – mówił prezydent.
Zdaniem głowy państwa najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby część kandydatów na ambasadorów proponował on, a część premier.