Po burzliwej dyskusji, której temat w ukraińskich mediach zdominował nawet wiadomości z frontu, w Kijowie zakończyła się afera wokół dymisji szefa ukraińskiej służby bezpieczeństwa. Decyzją większości parlamentarzystów Walentyn Naływajczenko został zwolniony w czwartek ze stanowiska. Z 364 obecnych na sali deputowanych wniosek prezydenta Poroszenki o jego dymisję poparło 248.

– Do rozłamu w koalicji rządzącej nie doszło. Poroszence udało się porozumieć z premierem Jaceniukiem i uniknąć wybuchu dużego kryzysu politycznego na Ukrainie – mówi „Rz" kijowski politolog Wołodymyr Fesenko. – Nie można jednak powiedzieć, że jest to zwycięstwo Poroszenki, gdyż napięcia pozostają – konkluduje.

Mimo że prezydentowi udało się zdobyć tym sposobem wotum zaufania, czwartkowe głosowanie pokazało, że Poroszenko w przyszłości może mieć problemy nie tylko z koalicją, ale też z własną partią. Ze 130 zarejestrowanych tego dnia w ukraińskim parlamencie członków Bloku Petra Poroszenki tylko 104 poparło wniosek prezydenta. Czterech było przeciwko, a reszta się wstrzymała albo w trakcie głosowania wyszła z sali. Jest to wynik postawy mera Kijowa Witalija Kliczki, który wcześniej apelował do członków swojej partii Udar (zjednoczyli się z prezydencką partią przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi), by nie głosowali za dymisją Naływajczenki. Z kolei wchodząca w skład koalicji Radykalna Partia, na czele której stoi Ołeh Laszko, w ogóle zignorowała propozycję prezydenta i wstrzymała się od głosowania.

– Stawia to pod dużym znakiem zapytania dalszą współpracę Witalija Kliczki z prezydentem, gdyż ludziom mera ciężko będzie odzyskać zaufanie Poroszenki – uważa Fesenko. Wszystko wskazuje na to, że Kliczko specjalnie się tym nie przyjmuje i wróży byłemu szefowi SBU sukces polityczny. – Wesprzemy polityczne ambicje Naływajczenki – powiedział mer Kijowa.

Prawdziwe przyczyny dymisji szefa ukraińskiej służby bezpieczeństwa pozostają niejasne. Wiadomo, że detonatorem całego konfliktu była jego wypowiedź na temat przyczyn głośnego pożaru bazy paliwowej pod Kijowem. Naływajczenko stwierdził, że były zastępca prokuratora generalnego „otrzymywał przestępcze dochody" z tej bazy i zasugerował, że pożar mógł być próbą zatarcia śladów. Kilka dni po tym Poroszenko złożył wniosek w sprawie dymisji szefa SBU do Rady Najwyższej.

– Naływajczenko nie miał wystarczającego doświadczenia na tym stanowisku, ponieważ był z zawodu dyplomatą, a nie funkcjonariuszem służb specjalnych – mówi „Rz" ekspert ds. bezpieczeństwa Ołeksij Melnyk z kijowskiego Centrum Razumkowa. – Zarzucano mu m.in. brak postępów w sprawie głośnych zabójstw na Ukrainie (chodzi o prorosyjskich dziennikarzy i polityków) i krytykowano działania jego ludzi w Donbasie – wskazuje. Jak twierdzi, nie podano jednak wyraźnej przyczyny jego dymisji i w związku z tym większość Ukraińców będzie myślała, że wykrył korupcję na najwyższych szczeblach władzy. – W warunkach trwającej wojny takie sytuacje nie powinny mieć miejsca – dodaje.