Zyskują na tym gigantyczne korporacje, które już teraz wiedzą o większości z nas o wiele więcej, niż kiedykolwiek my wiedzieliśmy o sobie samych. Sztuczna inteligencja dzięki algorytmom przetwarzania masy informacji, jakie pozostawiamy w wyszukiwarkach internetowych, systemach bankowych, portalach społecznościowych, jest w stanie nie tylko dostarczyć nam spersonalizowanej informacji czy produktów do sprzedaży, ale i wpływać na nasze wybory, określać nasze predyspozycje zdrowotne, a przez to przypisywać do grup ryzyka. Na podstawie takich informacji ktoś może podjąć decyzję, czy będziemy leczeni, czy możemy wykupić ubezpieczenie itp. Dzięki algorytmom można także wpływać na proces wyborczy, i to niekiedy w taki sposób, że trudno zanegować jego demokratyczność.

I nie jest to pieśń odległej przyszłości, ale nasza rzeczywistość, którą zgrabnie przesłaniamy sobie świadomością korzyści, jakie dają nam nowe technologie. Jest faktem, że dzięki nim możemy swobodnie zwiedzać nowe miasta, bo mapa w smartfonie wszędzie nas zaprowadzi, możemy swobodnie płacić w każdym niemal miejscu dzięki kartom kredytowym i innym systemom płatności elektronicznych, elektroniczni tłumacze pozwalają się porozumieć prawie wszędzie, wyszukiwarki dają natychmiast konieczne informacje, a portale społecznościowe pozwalają zachować wygodne przekonanie, że większość rozsądnych i uczciwych ludzi myśli tak jak my. Tyle że pomijając już plemienność, jaką rodzi to ostatnie, wszystkie pozostałe razem tworzą świat, w którym wszystko o nas wiadomo, wszystkim sami się dzielimy, a dzięki temu można nami naprawdę łatwo manipulować. Jest to tym łatwiejsze, że ogromna większość z nas jest przekonana o własnej odporności na manipulację. To dobre samopoczucie niewiele ma jednak wspólnego z rzeczywistością.




Dysponentem całej tej wiedzy, nawet jeśli jeszcze wciąż nie jest ona wykorzystywana, nie są państwa narodowe, które część liberałów (także konserwatywnych) i lewicy nadal ma za główne zagrożenie, ale wielkie, przez nikogo niekontrolowane globalne korporacje. Kilka osób na świecie, które są ich właścicielami, ma dzięki nim gigantyczną władzę nad nami wszystkimi, a przy okazji robi gigantyczne pieniądze. Władza absolutna – jak mawiał jeden z twórców myśli liberalnej, a przy okazji wierzący katolik Lard Acton – deprawuje zaś absolutnie. Teraz nosicielem tej władzy absolutnej wcale nie jest państwo, ale właśnie globalne korporacje. I trzeba być tego świadomym. Gwarantem zaś naszych wolności (umiarkowanych, bo przecież nikt nam nie zabroni oddawania ich po kawałku za często złudne poczucie bezpieczeństwa czy rozrywkę) jest w tych okolicznościach często państwo, a nawet instytucje międzynarodowe.

Nigdy nie byłem wielbicielem Unii Europejskiej (i nadal nie jestem), ale to ona jest jedną z sił, które próbują – fakt, że za pomocą koszmarnej niekiedy biurokracji – ograniczać wpływy korporacji, stara się dzielić i osłabiać monopole, które z kapitalizmem czy wolnym rynkiem niewiele mają wspólnego. Im silniejsza instytucja, im silniejsze państwo, tym więcej w tym sporze ma możliwości, ale... warto mieć świadomość, że w tej chwili często to właśnie owe wielkie globalne monopole mają więcej władzy i więcej możliwości tworzenia rzeczywistości niż nawet najsilniejsze państwa. I to jest prawda o świecie, w jakim żyjemy.