Plus Minus poleca, 8-9 października 2011

Rafał A. Ziemkiewicz o polskich feministkach, Robert Mazurek rozmawia z genealogiem Markiem Minakowskim, Maja Narbutt pewnym zabójstwie i losach zabójcy

Aktualizacja: 08.10.2011 01:00 Publikacja: 07.10.2011 19:00

Plus Minus poleca, 8-9 października 2011

Foto: ROL

„Polska to nie jest kraj dla feministek, i one same zdają się to rozumieć” – konstatuje Rafał A. Ziemkiewicz na początku pamfletu Męskie, żeńskie, polskie. „W feministycznych publikacjach od dłuższego czasu przebija ton rozczarowania i rozgoryczenia, podszytego bardzo charakterystyczną dla lewicy w Polsce złością na „ten kraj” oraz jego ciemnych, niewdzięcznych tubylców, stawiających zajadły opór wysiłkom mającym na celu ich ucywilizowanie. Poprzednia fala modernizatorów do „wybijania Polakom z głów” zacofania chciała używać „kolb sowieckich karabinów”. Nowa lewica, której znaczącą składową stanowi feminizm, wierzyła, iż z większym powodzeniem rolę tych karabinów spełnią zachodnie media.

Ale i one okazały się mniej skuteczne, niż oczekiwano. Tak samo, jak swego czasu polski chłop i robotnik rozczarowywali marksistów, okazując daleko idący dystans wobec przyniesionego im „wyzwolenia”, tak dziś i polskie „siostry” okazały żenująco niewiele entuzjazmu wobec kolejnej rewolucji, niesionej z bardziej przecież atrakcyjnego cywilizacyjnie kierunku.

Złość wynika zazwyczaj z niezrozumienia. Bo rzeczywiście, feministki nie rozumieją, dlaczego wciąż są odrzucane, mimo iż przecież reprezentują idącą z Zachodu nowoczesność. Dlaczego nawet w sferach kobiet sukcesu słowo „feministka” stało się synonimem „wariatki”, a największą, właściwie jedyną masową organizacją kobiecą w Polsce jest Rodzina Radia Maryja. Właściwie ? była nią do niedawna, bo w ostatnich latach wyrosła jeszcze druga, Kluby Gazety Polskiej. Zamiast, jak wskazuje ideologia, z „męskim szowinizmem”, muszą polskie feministki walczyć przede wszystkim ze „zdrajczyniami” w rodzaju minister Radziszewskiej. Nawet bolesny dla wielu z nich ideowy kompromis, jakim było otwarcie tzw. Kongresu Kobiet na środowiska umiarkowane, niewiele dał.” Dlaczego? „Polska jest krajem matriarchalnym. Tyle, że w sposób zupełnie niezrozumały dla osób ukształtowanych przez kulturowy import” – odpowiada Ziemkiewicz i poświęca całą kolumnę na bliższe wyjaśnienie tego zjawiska.

? ? ?

Miliona przodków w dwudziestym pokoleniu

doszukuje się genealog Marek Minakowski, bohater najnowszej „Rozmowy Mazurka”.

Coś pana jeszcze dziwi?

Znajduję często zaskakujące informacje, być może znane historykom i rodzinie, ale nie wiedziałem wcześniej, że Stefan Kisielewski był bratem ciotecznym Hanki Sawickiej.

Kaczyński i Komorowski są krewnymi i pochodzą od Krzywoustego – jak pan dochodzi do tak fantastycznych wniosków?

Śledząc genealogię, ale mogę też znaleźć ich stopień pokrewieństwa z Kopernikiem czy Sienkiewiczem.

I wychodzi panu, że major Hubal był krewnym Zawiszy Czarnego.

Nie jakimś tam krewnym, ale prapra…wnukiem w piętnastym pokoleniu! Pokażę panu coś: wpisuję Maria Skłodowska a tutaj Feliks Dzierżyński. O proszę, najkrótsza łącząca ich linia jest bardzo prosta. Bratanek Marii Curie, Władysław Skłodowski ożenił się Marią Rykowską, której siostra cioteczna Zofia Dębska była teściową Janiny Dzierżyńskiej. A dziadek Janiny, był stryjem Feliksa.

Pan chce mnie zabić śmiechem.

Zaraz, to nie koniec. Skoro jesteśmy przy Dzierżyńskim, to poszukajmy jego pokrewieństwa z Karolem Wojtyłą. Chwila… I proszę bardzo, są spokrewnieni przez Skłodowskich i Kaczorowskich!

Za dwadzieścia lat będzie pan tu miał całą ludzkość. Oprócz Tuska.

Rzeczywiście żadnych jego krewnych jak dotąd nie znalazłem.

Raz wszedł pan w środek politycznej awantury…

…Mówi pan o Komorowskim?

Tak.

Ja tylko stwierdziłem, że on ma tytuł hrabiowski i nikt mu go nie odbierze, ale jego rodzina dostała go dzięki fałszywym dokumentom. Wiele pracy wykonał tu dr Sławomir Górzyński, który w książce „Arystokracja polska w Galicji” pokazał jak otrzymywano takie tytuły i umieścił tam również Komorowskich.

Jak zostali hrabiami?

Jeden z Komorowskich ożenił się z inną Komorowską, hrabianką z wcześniej uznanej rodziny. On był z kolei z rodziny litewskiej, która miała całkiem porządnych przodków, ale wielu z nich zginęło w potopie szwedzkim i rodzina się spauperyzowała. Przykleili się więc do prymasa Komorowskiego herbu Korczak i zaczęli uchodzić za jego kuzynów. Potem przedstawili jakieś mało wiarygodne dokumenty i urząd austriacki uznał im tytuł.

To w końcu jak: fałszywy hrabia czy nie?

Komorowscy byli rodziną bogatą i ustosunkowaną, może i by zasługiwali na tytuł, jakby mieli jakieś dokumenty, ale akurat wtedy nadarzyła im się taka sposobność, więc ją wykorzystali.

Politycy powołują się na swe artystokratyczne koligacje?

Ci którzy je mają, raczej nie, natomiast politycy noszący nobliwe nazwiska nie prostują, że nie pochodzą z tych rodów. Kiedy słyszymy w parlamencie Czartoryski, Potocki, Tyszkiewicz to wydaje nam się, że to przedstawiciele tych rodów i zapewne jakoś im to pomaga w budowaniu swojej pozycji, być może w zdobywaniu poparcia politycznego.

Jest snobizm na herby?

Naturalnie, że są ludzie dopisujący sobie genealogię, fałszujący ją i dowodzący, że ich przodkowie byli dużo wybitniejsi niż w rzeczywistości.

Jak mają plebejskie nazwiska, Mazurki jakieś, to umarł w butach. Co wtedy robią, sierotki?

Niektórzy zmieniają sobie nazwisko na panieńskie matki albo babci, bo lepiej brzmi. Spotkałem nawet człowieka, który postanowił nazywać się jak jego prababcia.

To się nazywa desperacja.

Proszę spojrzeć na świat polityki - eurodeputowaną z Wrocławia jest pani Lidia Geringer de Oedenberg, bardzo ze swego nazwiska dumna. Tylko że pani Lidia jest z domu Ulatowska, a nazwisko nosi po mężu, z którym zresztą się rozwiodła. Pikanterii temu dodaje fakt, że pani Lidia jest z demokratycznej lewicy.

Jest też tendencja odwrotna: ludzie ze znanych, historycznych rodzin starają się ukryć swoje arystokratyczne pochodzenie, a w każdym razie nie afiszują się z nim. Róża Thun używa skróconej wersji nazwiska i nie obnosi się z tym, że w paszporcie ma wpisane Róża Gräfin von Thun und Hohenstein.

To chyba nie jest zbyt popularna postawa?

Wbrew pozorom całkiem częsta. Pani minister Anna Radziwiłł najchętniej chciałaby, by brano ją za pochodzącą z jakichś litewskich chłopów, a przecież była księżniczką. Dziennikarz Piotr Łoś nie podkreśla, że pochodzi z hrabiów Łosiów, bardzo starej rodziny, z czasów, gdy nie trzeba było dopisywać –ski do nazwiska by pokazać, że się pochodzi ze szlacheckiej

A tak na koniec, po co pan to wszystko robi?

Zupełnie nie interesuje mnie czy ktoś ma herb i szlacheckie nazwisko. To, co próbuję zrobić, to pokazać ludziom związki łączące ich z I Rzeczpospolitą i sprawić, by utożsamiali się z krajem w którym mieszkają i nie czuli się tu imigrantami. I nawet jeśli jest to tylko jedna praprababcia, którą udało się odnaleźć, to jest dobrze.

? ? ?

„Hstoria, która wydarzyła się w Białymstoku, jest dziwna z każdego punktu widzenia. To opowieść o zabójstwie młodej, pięknej kobiety dokonanym przez człowieka, który z definicji powinien stać na straży prawa, a na sali sądowej znajdować się w zupełnie innym miejscu niż ława oskarżonych.  Adwokat zabił swoją aplikantkę —to brzmi szokująco. Ale ta mroczna opowieść ma jeszcze drugie dno — zabójca, który przyznał się ,że udusił dziewczynę, odpowiada z wolnej stopy. — Kiedy usłyszałem, że sąd apelacyjny uznał, iż Maciej T. ma wyjść z aresztu, nie uwierzyłem. Jechałem wtedy autem, mój przełożony zadzwonił z tą informacją. Myślałem ,że robi mi dowcip — mówi prokurator Józef Murawko. — Dojechałem do prokuratury, zobaczyłem faks z sądu. Zamurowało mnie.

Jest doświadczonym śledczym, oskarżał  w wielu sprawach o zabójstwo, to dla  niego zawodowa rutyna. Ta sprawa  odbiega od schematu w sposób, który go niepokoi. — Zaprzeczono samej idei procesu karnego. To właśnie proces ma rozstrzygnąć o winie oskarżonego. Muszą przemówić biegli, trzeba zanalizować dowody. Tymczasem sąd apelacyjny zachował się jak sąd kapturowy: właściwie już zadecydował, co stało się w mieszkaniu Marty Krupowicz  Wypuszczając Macieja T. z aresztu uwierzył oskarżonemu, że śmierć kobiety jest czymś w rodzaju nieszczęśliwego wypadku, tak wynika z uzasadnienia decyzji  — mówi prokurator Murawko —Dlaczego tak się stało ? Wolałbym nie spekulować.

On uważa, że młoda kobieta nie zginęła przypadkowo i tezy tej zamierza bronić. Nie chce komentować, że w grę wchodzi parafila, jak określa się teraz zachowania nazywane dawniej dewiacją seksualną. To oczywiście jeden z możliwych powodów, z których 36-letni adwokat mógłby udusić swoją partnerkę. Jednak nie można przecież wykluczyć, że Maciej T . świadomie chciał zabić Martę, a przynajmniej się na to godził.

Czy decyzja sądu apelacyjnego i zawarta w niej sugestia dotycząca interpretacji zachowania oskarżonego wpłynie na sąd , przed którym toczy się proces? —Nie chcę  o tym nawet myśleć  — mówi prokurator —Ja muszę wierzyć, że sprawiedliwość jest jedna i ślepa. Taka sama dla człowieka w gumofilcach, który siekierą zarąbał sąsiada i zostaje skazany już na pierwszym posiedzeniu. I dla eleganckiego, elokwentnego i mającego koneksje mecenasa, który potrafi zrobić dobre wrażenie. Muszę w to wierzyć, bo inaczej  zwątpiłbym w  wymiar sprawiedliwości i  powinien bym rzucić zawód”. Bliższe okoliczności sprawy, na tyle, na ile pozwala wyłączenie jawności procesu, przybliża Maja Narbutt we frapującym reportażu W interesie zabójcy.

„Polska to nie jest kraj dla feministek, i one same zdają się to rozumieć” – konstatuje Rafał A. Ziemkiewicz na początku pamfletu Męskie, żeńskie, polskie. „W feministycznych publikacjach od dłuższego czasu przebija ton rozczarowania i rozgoryczenia, podszytego bardzo charakterystyczną dla lewicy w Polsce złością na „ten kraj” oraz jego ciemnych, niewdzięcznych tubylców, stawiających zajadły opór wysiłkom mającym na celu ich ucywilizowanie. Poprzednia fala modernizatorów do „wybijania Polakom z głów” zacofania chciała używać „kolb sowieckich karabinów”. Nowa lewica, której znaczącą składową stanowi feminizm, wierzyła, iż z większym powodzeniem rolę tych karabinów spełnią zachodnie media.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą