Reklama

Polacy w wielkim świecie tenisowym: Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz

Nadchodzący rok w tenisie zapowiada się bogato – nagrody rosną, sponsorzy dają wsparcie. Dla nas wielki świat to znów tylko Agnieszka Radwańska.

Aktualizacja: 02.01.2015 18:12 Publikacja: 02.01.2015 14:00

Polacy w wielkim świecie tenisowym: Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz

Foto: ROL

W turniejach ATP Tour pula nagród przekroczy 100 mln dolarów (największy wzrost będzie w serii Masters 1000). WTA Tour ma już podpisany z firmą Perform (w tle jej działalności są m.in. internetowe zakłady bukmacherskie) dziesięcioletni kontrakt, od 2017 do 2026 roku, za prawa do transmisji wszystkich meczów cyklu. Umowa  jest warta 335 mln funtów.

W tym świetnie opłacanym świecie sam tenis jeszcze się liczy, choć może nie wszystkich cieszy, że Serena Williams nadal zgarnia Wielkie Szlemy, w singlu ma ich 18, tyle co Chris Evert i Martina Navratilova, i mierzy się z kolejnymi legendami. Jeśli wygra w 2015 roku w Melbourne, Paryżu, Londynie lub Nowym Jorku – może dogonić Helen Wills Moody (19 tytułów), zbliżyć się do Steffi Graf (22), nie dogoni tylko liderki – Margaret Court (24).

Czytaj więcej o Agnieszce Radwańskiej >>

Pytanie, kto pokona Serenę, pozostaje aktualne w nowym sezonie, nazwiska głównych kandydatek też – Maria Szarapowa, Petra Kvitova, może odrodzone panie po przejściach: Ana Ivanović i Karolina Woźniacka, może któraś ze wschodzących gwiazd, takich jak Eugenie Bouchard i Simona Halep. Pytanie na 2015 rok brzmi także, czy wróci między najlepsze Wiktoria Azarenka, czy pojawią się kolejne groźne i pewne siebie dziewczyny, które bez obaw ruszą na te starsze. Fachowcy podpowiadają: patrzcie na Monikę Puig, Belindę Bencic, Anę Konjuh, Zarinę Dijas – ich czas nadchodzi.

Pustka za Agnieszką

Wciąż chcemy wymieniać w tym gronie Agnieszkę Radwańską, dziś szóstą tenisistkę świata, wciąż autorkę najpiękniejszych zagrań i zawodniczkę najbardziej lubianą przez kibiców. Jej decyzję, by włączyć do sztabu trenerskiego Martinę Navratilovą, powszechnie przyjęto z uznaniem, wątpliwości rozstrzygnie czas. Rozsądek każe poczekać z ocenami przynajmniej do wydłużonego o tydzień sezonu na kortach trawiastych i Wimbledonu, bo tam szansa na pierwszy wielkoszlemowy triumf Polki wydaje się największa.

Reklama
Reklama

Agnieszka Radwańska pozostaje najważniejszą postacią polskiego tenisa. Zagra w lutym w Pucharze Federacji w Krakowie przeciw Rosji (czytaj: przeciw Marii Szarapowej), pojawi się także w kwietniu w jedynym krajowym turnieju WTA w Katowicach – dobrze, że choć tyle może zrobić dla polskiej publiczności.

Za Radwańską zrobiło się niestety trochę pusto, w pierwszej setce rankingu WTA drugiej Polki nie ma, choć kandydatki wciąż są: Magda Linette, Katarzyna Piter, Paula Kania i Urszula Radwańska. W deblu niezłomnie trwają Alicja Rosolska i Klaudia Jans-Ignacik i im też poświęcać będziemy uwagę, patrząc na pierwsze rundy Wielkich Szlemów.

Koniec wielkiej czwórki?

Męski tenis w 2015 roku to już nie będzie podziwianie bojów wielkiej czwórki. Miniony rok przyniósł znaczące zmiany – Stan Wawrinka i Marin Cilić zrobili wielkoszlemowy wyłom, paru innych, takich jak Kei Nishikori, Grigor Dimitrow i Milos Raonic, też dołożyło swoje do rywalizacji.

Będzie interesująco, choć stanowcze twierdzenie, że Novakowi Djokoviciowi mocno zaszkodzi ojcostwo, Rogerowi Federerowi wiek, Rafaelowi Nadalowi kontuzje i Andy'emu Murrayowi roszady na ławce trenerskiej – jest przedwczesne. Może mistrzowie po prostu nieco zmienią priorytety. – Nadal już ogłosił, że ścigać nr. 1 na świecie nie będzie, ale dziesięć zwycięstw w Roland Garros – jak najbardziej. Djoković wciąż marzy o pierwszym tytule w Paryżu – i już jest nowa historia do opowiadania, tym bardziej że Boris Becker, dziś zaufany doradca Serba, jako tenisista też w stolicy Francji nigdy nie zwyciężył. Federer być może skupi się tylko na Wimbledonie. Na ławce Szwajcara siedzi Stefan Edberg, a Murray pozostawił przy sobie Amelie Mauresmo (rozmawia o pracy także z jej byłym trenerem, Loickiem Courtois), zrezygnował z części starej ekipy i nie można wykluczyć, że ta nowa unia szkocko-francuska przyniesie efekty.

Z takich opowieści buduje się napięcie przed kolejnym sezonem, a przecież są też inne: o spodziewanym powrocie Juana Martina del Potro, o młodych, takich jak Nick Kyrgios, Borna Corić, Dominic Thiem albo Alexander Zverev, którzy jeszcze nie wygrali wiele, ale już pokazują zęby.

Polski tenis męski na tym tle nie wygląda mocno, ale są widoki na lepszą przyszłość. Pytanie numer jeden: czy nadchodzący rok przyniesie powrót pozytywnych emocji w meczach Jerzego Janowicza?

Reklama
Reklama

W minionych miesiącach w tej kwestii mogły się rodzić liczne wątpliwości. Najlepszy polski tenisista miał oczywiście trudny rok, były w nim kontuzje i powroty, chwiejna forma, tyle głośne co kontrowersyjne słowa po nieudanym meczu Pucharu Davisa i jeden przegrany finał turnieju ATP (w Winston-Salem). Zagrał 50 meczów, wygrał 24, zarobił brutto prawie 740 tys. dolarów, wyszedł z tego spadek na 43. miejsce rankingu.

Dla kogoś, kto był już 14. na świecie, nie wygląda to okazale. Jeśli wierzyć wiadomościom z ekipy łódzkiego tenisisty – zmian nie ma, trener Kim Tiilikainen wciąż pracuje z Janowiczem, o kontuzjach szczęśliwie nie słychać, więc po listopadowych wakacjach na Fuerteventurze i udanych grudniowych przygotowaniach na kortach MKT w Łodzi przetykanych kręceniem reklam dla sponsorów, Janowicz powinien przylecieć do Australii w dobrym zdrowiu. Ojciec tenisisty wspomina nawet o ataku na pierwszą dziesiątkę świata, pierwsza weryfikacja stanu zdrowia i umiejętności syna nastąpi już niedługo, od 4 stycznia w Perth, obok Agnieszki Radwańskiej, w Pucharze Hopmana.

Być może polskim tenisistą nr 1 w minionym roku był, wbrew rankingowi singlowemu, Łukasz Kubot. Deblowy tytuł wielkoszlemowy z Robertem Lindstedtem w Australian Open na początek i półfinał Masters na koniec to dobra rekomendacja, choć w środku było gorzej z powodu kontuzji stopy.

Kubot, rocznik 1982, obecnie w singlu 170. na świecie, w deblu nr 18, wciąż wierzy, że kariera singlisty nie jest zamkniętą księgą, że wygrać po latach pierwszy turniej ATP to wciąż realny cel. Na początku 2015 roku będziemy obserwować, jak pracowity tenisista łączy obowiązki w dwóch specjalnościach. Po zapowiedzianym rozstaniu z Lindstedtem w Australii jego partnerem deblowym będzie podobny typ: Francuz Jeremy Chardy. Jeśli powrót do pierwszej setki rankingu ATP się uda, zobaczymy Kubota w Wielkich Szlemach i turniejach z cyklu Masters 1000. Jeśli nie – pozostanie debel, w którym może grać i wygrywać jeszcze długo.

Bezglutenowy Michał

Z podobną nadzieją patrzy na nowy sezon Michał Przysiężny. Też stracił przez urazy kilka miesięcy poprzedniego roku, też spadł w rankingu (dziś jest 174.), ale los dał mu obok pecha tyle ładne, ile nieoczekiwane zwycięstwo w turnieju ATP w Tokio, przekornie – w deblu, z Pierre'em-Hugues'em Herbertem.

Przysiężny uznał, że może jeszcze coś poprawić w swym tenisie, wziął się do diety i wytrzymałości. Wzorem Djokovicia unika glutenu, trenuje na dużych wysokościach, pracuje na wysokich obrotach, wierzy, że do wypalenia mu daleko.

Reklama
Reklama

Kiedyś pisalibyśmy w tym miejscu o nadziejach debla Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, teraz trzeba pisać, że choć wspólnie wygrali w 2014 roku kolejny, już 15., turniej ATP (w Metz), to przyszedł czas rozstania.

Fyrstenberg zagra z Santiago Gonzalezem, Matkowski z Robertem Lindstedtem, pozostaną zatem widoczni wśród speców od debla. Razem mogą wystąpić tylko w Pucharze Davisa, 6–8 marca z Litwą, w Polsce.

Czy można się spodziewać, że poza wymienionymi ktoś jeszcze spowoduje wzrost poziomu adrenaliny u polskiego kibica? Chciałoby się napisać, że tak, że błysną Kamil Majchrzak, Michał Dembek, Phillip Gresk, Jan Zieliński, Hubert Hurkacz, Paweł Ciaś. Będzie dobrze, jeśli o młodych zdolnych usłyszymy tam, gdzie tenisowe słońce nie grzeje tak mocno, na przykład przy okazji trzech polskich challengerów ATP: we Wrocławiu, Poznaniu i Szczecinie.

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama