Na czym polegała emigracja wewnętrzna w czasach PRL-u? Coraz częściej łapię się na myśleniu, jak w tamtej rzeczywistości medialnej funkcjonowało pokolenie moich rodziców. Zewsząd straszyli Ruscy (i Jaruzelscy), a z telewizorów Amerykanie. O ile dobrze to odtwarzam, w domu nie oglądano „Dziennika”. Ograniczaliśmy się do filmów i wydarzeń sportowych. Choć pamiętam, że ojciec kolegi z telewizorem dyskutował. A jako że działo się to w czasach największych medialnych triumfów Jerzego Urbana, najchętniej wrzeszczał na niego. Określenie „uszatek” (jeśli ktoś nie pamięta, to ówczesny rzecznik rządu miał nieproporcjonalnie duże uszy) należało do najsubtelniejszych, jakich używał. To był jednak raczej wyjątek niż reguła. Większość ludzi, wśród których dorastałem, izolowała się od PRL-owskiej propagandy. Może dlatego, że byli inteligentami.