Nie będę się już pastwił ani nad grupą, która rekolekcje przygotowała, ani nad wydziałem duszpasterskim, który najpierw sprawy nie dopilnował, a potem nie za mądrze się tłumaczył. Ta sprawa jest dość oczywista. Pomysł był taki, by przyciągnąć młodzież, a wyszło… jak wyszło.

Ciekawe jest coś zupełnie innego, a mianowicie to, że pomysł wydziału duszpasterskiego doskonale pokazuje, w jakim kierunku idzie myślenie duszpasterzy młodzieżowych. Zgodnie z nim rekolekcje nie mają być czasem głębszego spotkania z Bogiem czy poruszenia intelektu, ale mają odwołać się do silnych emocji, mają być spektakularne, mają zaszokować i mówić do młodych ich własnym językiem. To ostatnie zazwyczaj oznacza, że posługuje się językiem, który dziadersi (to już moje pokolenie, więc spokojnie mogę użyć tego sformułowania) uznają za język młodzieży.