Mądrość ludowa głosi, że wino bezalkoholowe to nic innego jak sok z winogron. Otóż nie, to nie tak jak państwo myślą, ale po kolei. Rzadko zdarza się, że konserwatywni strażnicy świętego ognia i postępowa Komisja Europejska są w czymś zgodni, a tu proszę, dla jednych i drugich wino bezalkoholowe nie istnieje. Jak to nie istnieje? Ano biurokraci w swym pędzie do standaryzacji wszystkiego uznali, że wino musi mieć co najmniej 8 proc. alkoholu, czym pozbawili tej szlachetnej nazwy wina bezalkoholowe. Winnym tradycjonalistom w to graj, wyznają bowiem pogląd, że wino służyć powinno do bratania się ludzi, do biesiad, radowania się. I nie wierzą przy tym, powołując się na Greków i Rzymian, że można to osiągnąć bez mistycznego pierwiastka w życiu, który do krwiobiegu wprowadza etanol.