Od połowy lat 80. szukaliśmy rosyjskich demokratów, by z nimi współpracować i przeprowadzać rozmowy do naszego pisma „Umysł niezniewolony" („Uncaptive Minds"). Oczywiście na Zachodzie była już Natasza Gorbaniewska, Włodzimierz Bukowski i kilkoro nadzwyczajnych dysydentów z okresu, gdy bycie dysydentem w Rosyjskiej Republice ZSRR było wynikiem moralnego olśnienia i kończyło się latami katorgi w gułagu i często śmiercią. Nic dziwnego, że komuniści sowieccy uważali często dysydentów za chorych psychicznie i pakowali ich do szpitali psychiatrycznych, gdzie poddawali torturom aplikowanym przez lekarzy i pielęgniarki. W końcu nawiązaliśmy kontakt z kilkoma zasłużonymi i porządnymi ludźmi mieszkającymi w Rosji. Ale nigdy tak naprawdę nie zostali do końca przyjęci czy nawet polubieni przez resztę grupy centrów pluralizmu, w skład której wchodzili ludzie z Europy Środkowo-Wschodniej i 11 byłych republik ZSRR.