Nie, nie piszę o Arabii Saudyjskiej, Afganistanie, Sudanie Północnym ani tym bardziej o Państwie Islamskim, ale o państwie z centrum Europy, które uchodzi za wzór liberalnych cnót, czyli o Belgii. Tymczasem to tam zgodnie z prawem za pomocą zastrzyku (to i tak pewien postęp w porównaniu z islamskim kamienowaniem czy strącaniem w przepaść) można zlikwidować homoseksualistę, transseksualistę czy zgwałconą kobietą. Takie eutanazje wykonano (lub próbuje się zatwierdzić) w Belgii.
Zacznijmy od homoseksualisty. 39-latek o imieniu Sebastien zgłosił się do komisji eutanazyjnej, by prosić o śmierć. Powód? Niechciana skłonność. Po raz pierwszy rozpoznał ją w wieku 15 lat, gdy zakochał się w innym chłopaku. – Byłem samotny, wycofany, słabo rozwinięty fizycznie, obawiałem się wyjścia na zewnątrz, byłem nieśmiały. I nagle poznałem chłopca, zakochałem się, oszalałem z miłości. Mieliśmy obaj 15 lat. Ale to było dla mnie nie do zaakceptowania. Nie chciałem być gejem – opowiadał dziennikarzom.
Od tego momentu mężczyzna się miota. Nie chce być homoseksualistą, a jednocześnie nie jest w stanie niczego w swoim życiu zmienić. Dlatego prosi o śmierć. I, co najciekawsze, niewykluczone, że jego prośba zostanie spełniona. W Belgii bowiem eutanazja osób, które cierpią męki psychiczne związane ze swoim stanem zdrowia, jest legalna. Sebastien może więc liczyć na to, że jeśli trzech lekarzy uzna, iż nie są w stanie mu pomóc, wyrok zostanie wykonany. Belgijscy bioetycy nie widzą w tym problemu. Nie jest to tylko kwestia teorii. Kilka lat temu w Belgii wykonano eutanazję na transseksualiście, któremu nie odpowiadała nowa postać. Nathan Verhelst urodził się jako dziewczynka. W 2009 roku poddał się terapii hormonalnej, później lekarze obcięli mu piersi i zrekonstruowali penisa... Ale efekt nie był taki, jakiego spodziewał się transseksualista. Operacja – wbrew temu, co powtarzają lobbyści LGBTQ – nie rozwiązała jego problemów. – Byłem gotów do świętowania moich ponownych urodzin. Ale wtedy spojrzałem w lustro i byłem sobą zdegustowany. Moje nowe piersi nie wyglądały tak jak trzeba, a mój penis zdradzał objawy odrzucenia. Nie chciałem być potworem – opowiadał. Wtedy na pomoc przyszła belgijska ustawa eutanazyjna, która załatwiła sprawę ostatecznie, likwidując chorego.
Ani jedna, ani druga historia nie wzbudziła zainteresowania środowisk LGBTQ. Organizacje gejowskie nie zwróciły się do Belgii z żądaniem zaprzestania zabijania osób homoseksualnych czy transseksualistów, komisja eutanazyjna nie została rytualnie potępiona przez ambasadora USA, który – zgodnie z nową wizją polityki zagranicznej Baracka Obamy – ma czuwać nad tym, by prawa homoseksualistów i transseksualistów były respektowane. A prawo do życia jest wszak prawem fundamentalnym. Nic. Cisza. Problemu nie ma, tak jak i ludzi, którzy zostali (albo zostaną) zabici. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. Walka o prawa gejów w rękach lewicy jest narzędziem przeciwko prawicy, konserwatystom obyczajowym i ludziom religjjnym. Obozu postępu nie interesuje los homo- czy transseksualistów, a jedynie to, by wykorzystać tych często nieszczęśliwych ludzi do swojej walki z tradycyjną rodziną czy religią. Kiedy zaś się okazuje, że ludzie ci nie chcą już uczestniczyć w walce, gdy ich własne życie staje się dowodem na nieskuteczność lewicowych „terapii", wówczas można już ich spokojnie zabić. Aby nie psuli zabawy i nie przeszkadzali w budowie nowego wspaniałego świata.