Gdy w 2002 roku nasi piłkarze awansowali pewnie na koreańsko-japoński mundial, nieżyjący już Paweł Zarzeczny napisał swój słynny felieton przestrzegający piłkarzy i działaczy przed przedwczesnym lizaniem się po..., mniejsza po czym. Nie trafił w moment, bo w zrozumiałej euforii – dla kibica polskiej piłki sukces to dobro rzadkie – nikt nie chciał słuchać marudzenia, że mistrzami świata to jeszcze nie jesteśmy. Kto potem oglądał występy Polaków na owym turnieju – tradycyjnie: mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor – mógł się przekonać, jak bardzo szkodzi zbyt długie świętowanie sukcesu, który jest tylko początkiem drogi. Dzisiaj chciałoby się wszystkim wypinającym piersi do orderów politykom przypomnieć tamte słowa, bo jesteśmy w podobnym miejscu naszej drogi po mistrzostwo w przyjmowaniu uchodźców. Dopiero wygraliśmy eliminacje.