Tekst ukazał się w czerwcowym numerze magazynu "Plus Minus".
Jest poniedziałkowy wieczór, sześć dni do meczu Polska–Irlandia. 46-letni Sławomir Mogilan właśnie skończył rozmawiać z Arkiem przez telefon. O meczu, taktyce, przygotowaniach? – Nie, o naszych prywatnych sprawach – macha ręką. Obrusza się, kiedy słyszy, że jest ojcem sukcesu Milika. – Jestem tylko jego życiowym dodatkiem. Ojcem sukcesu jest on sam.
Mogilan zna Arka od szóstego roku życia, przez 11 lat był jego trenerem, przyjacielem jest do dziś. Arek mówi o nim „przyszywany tata", Mogilan o Arku – „przyszywany syn".
Lata 90. Blokowisko N w Tychach. Kilkuletni Arek spędza czas pod blokiem. Osiedle nie ma boiska, są tylko kawałki trawy obok bloków z wielkiej płyty. Jedyna hala sportowa powstanie tu wiele lat później, w 2008 roku. Nudę chłopcy zabijają głównie kopaniem piłki, Arek popala papierosy ze starszymi od siebie, wpada w złe towarzystwo, łobuzuje, wraca w nocy do domu. Brakuje autorytetu ojca.
Jego rodzina jest niepełna, Arka wychowuje samotnie mama i starszy o osiem lat brat Łukasz. Sąsiadem jest 30-letni Sławek Mogilan (rocznik '69), piłkarz Rozwoju Katowice z trenerskimi ambicjami. Matka prosi go o pomoc w wychowaniu Arka – by go przypilnował, żeby głupoty wywietrzały mu z głowy. Ta znajomość stanie się punktem zwrotnym w całym, nie tylko piłkarskim, życiu Milika. Moki (tak mówią do Mogilana wszyscy) staje się kumplem, idolem, trenerem, życiowym doradcą. Zastępuje ojca.