W mieście przywita nas łuk triumfalny o 7 metrów wyższy od paryskiego. Już drugiego dnia zaplanowano obowiązkowe zwiedzanie Pałacu Słońca, który jest zarazem mauzoleum. W środku poszukamy dyplomów i odznak, którymi uhonorowano polskich dyplomatów. Później w programie jest zbudowana wysiłkiem całego narodu Tama Morza Zachodniego, następnie przygraniczna strefa zdemilitaryzowana. Będzie też czas na zakup pamiątek, czyli propagandowych kartek pocztowych, plakatów i znaczków, oraz na trening przed maratonem. Tak, maratonem, bo na początku kwietnia ze stadionu Kim Ir Sena rusza maraton. Pobiegniemy ulicami Pyongyang, głównie Mangyongdae, największej z 19 dzielnic stolicy, w której urodził się Wieczny Prezydent. Jasne, w końcu kto dziś nie biega? A nawet jeśli ktoś taki się uchował, to jest jeszcze opcja półmaratonu, a nawet biegu na 10 km. Dyszkę to może i pobiegnie z nami sam Kim Dzong Un. Choć i tak nie byłoby to największą atrakcją wyjazdu. Do Korei Północnej zabierze nas w końcu nasz ulubiony prezenter – wcześniej telewizyjny, dziś internetowy – Jarosław Kuźniar.
Niby żadna nowość. Ten interes lata temu zwietrzyło już wielu podróżników. Trudno znaleźć takiego, który nie próbowałby spieniężyć swojej popularności w turystyce, bo wystarczy raz wyściubić nos z Polski, by się przekonać, że na turystyce da się nieźle zarobić. W końcu generuje ona 10 proc. światowego produktu brutto i odpowiada za co 11. miejsce pracy na świecie. A dla medialnych twarzy w turystyce być może nadciągają jeszcze lepsze czasy.
Nie oglądaliście „Azja Express"? Udamy, że wierzymy. To program rozrywkowy nadawany od początku września do końca listopada w stacji TVN. Pary złożone z celebryty i zwykłego śmiertelnika pokonywały bezdroża Wietnamu, Laosu, Kambodży i Tajlandii, próbując przeżyć za dwa dolary dziennie (na parę). Mniejsza o to, o co w tym wszystkim chodziło. Ważne, że co środę tym współczesnym doktorom Livingstone'om i Mortonom Stanleyom kibicowało po dwa miliony telewidzów. O fenomenie rozpisują się znawcy i komentatorzy kultury medialnej. Nie wiadomo jeszcze, jak przełoży się to na trendy w polskiej turystyce. Ale i tak warto przyjrzeć się temu, co na razie jest niszą. I nie chodzi o zwykłe podróże z plecakiem do egzotycznych krajów, lecz o wyjazd w nieznane z celebrytą, a właściwie travelbrytą, czyli podróżnikiem zarabiającym na znanej twarzy.
Damięcki z tajgi
Nawet najstarsi Indianie nie pamiętają, kiedy Wojciech Cejrowski zaczął osobiście wozić turystów do Ameryki Południowej. Jego Gringo Travel (nie zmyślam, to prawdziwa nazwa) oferuje w nadchodzącym roku cztery wycieczki, podkreślając na swojej stronie internetowej czerwonymi literami, że „naszym przewodnikiem przez cały czas trwania wyprawy będzie Wojciech Cejrowski". Latem zaprasza na „przygodę życia w sercu amazońskiej puszczy", czyli wyjazd z cyklu: takiej oferty nie znajdziecie u innych organizatorów. „Z miejsc, gdzie inni kończą zwiedzanie, my dopiero wyruszymy w dół Amazonki, by przeżyć prawdziwą przygodę. Wpływając w dorzecze tej majestatycznej rzeki, poszukamy coraz to dzikszych zakątków Amazonii". Gringo Travel uspokaja, że udział w wyprawie nie wymaga szczególnego przygotowania kondycyjnego – „ważniejszym aspektem jest pozytywne nastawienie do warunków i ewentualnych niedogodności, takich jak np. turystyczne warunki na statku i w bazach, wysoka temperatura i wilgotność powietrza, różnej maści insekty".
Inni znani z telewizji globtroterzy, którzy od lat zapraszają nas na wyprawy, to Beata Pawlikowska, Martyna Wojciechowska, polarnik Marek Kamiński, a nawet Robert Makłowicz. Ba, w podróż życia zabierze nas nie tylko podróżnik. Możemy pojechać na rajd po pustynnych bezdrożach z Krzysztofem Hołowczycem, wielokrotnym uczestnikiem Rajdu Dakar, albo podziwiać gwiazdy na Islandii z popularnym astronomem, a w każdym razie medialnym popularyzatorem astronomii – Karolem Wójcickim, którego znamy i lubimy m.in. z programów popularnonaukowych na antenie Discovery Science i TVN Turbo.