Czy Polska odzyska od Ukrainy dzieła sztuki?

Musimy wesprzeć ukraińskie muzea. W przeciwnym wypadku nie będziemy mogli liczyć na odpowiednie przechowywanie, wystawianie i wprowadzanie do obiegu naukowego wielu dzieł czy archiwaliów ze zbiorów lwowskich, bez których wiedza o kulturze polskiej nigdy nie będzie pełna.

Aktualizacja: 15.04.2018 07:12 Publikacja: 13.04.2018 15:00

Monumentalna „Modlitwa w stepie” Józef Brandta przez ostatnie dekady leżała zrolowana w muzealnym ma

Monumentalna „Modlitwa w stepie” Józef Brandta przez ostatnie dekady leżała zrolowana w muzealnym magazynie.

Foto: PAP, Andrzej Rybczyński

We Wrocławiu trwa ważna wystawa „Muzeum Książąt Lubomirskich. Nie/zapomniana historia". Wydany przy tej okazji polsko-ukraińsko-angielski katalog wprowadza do obiegu wiele nieznanych dotąd arcydzieł.

Na Dolny Śląsk ekspozycja przyjechała ze Lwowa, gdzie była częścią tamtejszych obchodów 200. rocznicy założenia Ossolineum. Lwowska Galeria Sztuki wyciągnęła z magazynów 90 obrazów, które do wojny stanowiły część kolekcji dawnego Muzeum Książąt Lubomirskich, nieodłącznej części Narodowego Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie. W ogromnej większości są to świetne przykłady malarstwa polskiego od XVII do pocz. XX wieku, które nawet dla znawców sztuki są odkryciem. Od kilkudziesięciu lat nie tylko nigdy nie pokazywano ich publicznie, ale też większość nie była znana nawet z reprodukcji. Są wśród nich m.in. wybitne przykłady malarstwa portretowego dawnej Rzeczypospolitej, najlepsze dzieła artystów polskich tworzących na przełomie XIX/XX wieku. Rozmiarami wyróżnia się monumentalna „Modlitwa w stepie" Józef Brandta, która przez ostatnie dekady leżała zrolowana w muzealnym magazynie. Obrazy poddano renowacji w ramach polsko-ukraińskiego projektu.

Wystawa jest dobrym pretekstem, aby przypomnieć o stanie i sytuacji wielu dawnych polskich bibliotek, archiwaliów i dzieł sztuki, które po 1945 roku pozostały na Ukrainie. W szczególności Lwów jest najważniejszym poza Polską miejscem, gdzie znajduje się dzisiaj istotna część naszego dziedzictwa kulturowego. Tymczasem ta część relacji polsko-ukraińskich rzadko trafia na łamy niebranżowych mediów. Wydaje się, że potrzebna jest wychodząca poza wąskie grono specjalistów dyskusja o tym, co Polska może zrobić, by pomóc instytucjom ukraińskim, do których należą zbiory ważne dla obu narodów.

Choć stosunki między Warszawą i Kijowem są dziś napięte, to należy się zgodzić ze słowami Adolfa Juzwenki, dyrektora wrocławskiego Ossolineum, który w ubiegłym roku na otwarciu lwowskiej wystawy mocno akcentował, że „sztuka powinna nas łączyć". Jednocześnie wezwał do stworzenia warunków, aby po zakończeniu ekspozycji dzieła sztuki nie trafiły znowu na wiele lat do magazynów.

Złoty wiek i wojenna katastrofa

W 1817 roku Józef Maksymilian Ossoliński zakłada Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Rozpoczyna się wiek lwowskich bibliotek i muzeów. W 1841 roku przy Ossolineum otwiera się Muzeum Książąt Lubomirskich. W 1874 roku powstaje Miejskie Muzeum Przemysłu Artystycznego. W 1880 roku publiczności zostaje udostępnione Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich, a trzy lata później Muzeum Historyczne Miasta Lwowa. W 1884 roku Benedykt Dybowski, były powstaniec, badacz fauny Syberii i jeziora Bajkał, ofiarowuje Uniwersytetowi Lwowskiemu swoje zbiory. Włączone do kolekcji znacznie starszego gabinetu historii naturalnej staną się Muzeum Zoologicznym im. Benedykta Dybowskiego. Z kolei w 1900 roku Biblioteka Baworowskich, jeden z największych polskich prywatnych księgozbiorów, zostaje udostępniona publicznie.

Trzy lata wcześniej władze miasta powołują Lwowską Galerię Obrazów (od 1998 roku Lwowska Galeria Sztuki). Po pierwszych zakupach – w 1902 roku nabyto m.in. „Śluby Lwowskie Jana Kazimierza" Matejki, „Śmierć Acerny" Wilhelma Leopolskiego, płótna Jana Styki, Jacka Malczewskiego i Edwarda Okunia – w 1907 roku zostaje otwarta dla publiczności. Późniejsze nabytki, m.in. kolekcji Jana Jakowicza, oraz liczne dary, w tym Bolesława Orzechowicza i Leona Pinińskiego, sprawiają, że powstało jedno z największych i najważniejszych polskich muzeów. W 1908 roku utworzono Muzeum Narodowe im. Króla Jana III.

Swoje muzeum tworzą także Ukraińcy. Z inicjatywy metropolity Andrzeja Szeptyckiego w 1905 roku otwarto Muzeum Cerkiewne, przemianowane trzy lata później na Ukraińskie Muzeum Narodowe, w którym również znajdowały się dzieła sztuki znaczące dla kultury polskiej (m.in. dziesięć obrazów Malczewskiego zakupionych przez lwowskiego metropolitę). Wreszcie w 1934 roku – po latach starań m.in. Maksymiliana Goldsteina, wybitnego działacza społecznego i kolekcjonera – zostaje otwarte Muzeum Żydowskiej Gminy Wyznaniowej.

Druga wojna fundamentalnie zmieniła mapę instytucji kultury we Lwowie. W 1940 roku część instytucji zlikwidowano, niektóre zbiory scalono lub przemieszano, rozpraszając wiele historycznych kolekcji, m.in. z Biblioteki Ossolineum i pięciu innych bibliotek utworzono Lwowską Filię Biblioteki AN USRR (obecnie Narodowa Naukowa Biblioteka Ukrainy im. Wasyla Stefanyka). „Celem, który przyświecał władzom radzieckim, było zatarcie śladów polskości lwowskich zbiorów muzealnych" – pisał Maciej Matwijów, autor ważnych opracowań na temat powojennych losów tamtejszych kolekcji.

Po zajęciu Lwowa przez wojska niemieckie wiele dzieł, m.in. 25 rysunków Dürera ze zbiorów Ossolineum, wywieziono do Trzeciej Rzeszy. Część kolekcji archiwalnych, bibliotecznych i muzealnych w 1944 roku Niemcy ewakuowali na tereny dzisiejszej Polski, w tym niewielki fragment zbiorów Ossolineum (ok. 2,3 tys. rękopisów, ok. 1,7 tys. starodruków, ok. 2,4 tys. rycin i rysunków). Wywieziono też ok. 170 najcenniejszych rękopisów ze zbiorów Biblioteki Baworowskich, najcenniejsze rękopisy i inkunabuły Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie oraz „Unię Lubelską", „Rejtana" i „Batorego pod Pskowem" Matejki.

Po intensywnych zabiegach ze strony muzealników oraz władz komunistycznej Polski między lipcem 1946 a marcem 1947 roku do Polski trafiła część zbiorów Ossolineum. Niestety, niepowodzeniem zakończyły się zabiegi, aby sprowadzić całość tej niezwykle cennej kolekcji. W rezultacie jako „dar narodu ukraińskiego dla narodu polskiego" udało się odzyskać około 260 tys. książek oraz 43 proc. rękopisów i 44 proc. starych druków. Ponadto do Polski trafiła niewielka część kolekcji obrazów z muzeów lwowskich, w tym cykle „Wojna" i „Warszawa" Artura Grottgera, matejkowskie „Śluby Jana Kazimierza" oraz „Panorama Racławicka", od 1894 roku eksponowana w pawilonie w Parku Stryjskim.

Mimo powojennych przemieszczeń większość polskich kolekcji pozostała we Lwowie, w tym ok. 70 proc. przedwojennego zasobu Ossolineum i 90 proc. kolekcji Muzeum Książąt Lubomirskich. Co więcej, do tamtejszych zbiorów bibliotecznych i muzealnych przez kolejne dekady trafiały liczne dzieła pochodzące ze zbiorów kościelnych i prywatnych. Wiele z nich tylko w ten sposób zostało uratowanych. Wielkie zasługi w ocaleniu tego dziedzictwa – zarówno polskiego, jak i ukraińskiego – miał Borys Woźnicki (1926–2012), wieloletni dyrektor Lwowskiej Galerii Sztuki (dziś nosi ona jego imię). Oblicza się, że wraz ze swoimi współpracownikami uratował on 36 tys. dzieł sztuki z opustoszałych kościołów i innych budynków. Dziś zbiory muzealne i biblioteczne Lwowa należą nie tylko do najważniejszych na Ukrainie (mogą z nimi konkurować jedynie kolekcje kijowskie). To także najważniejsze i największe zbiory polskiego dziedzictwa za granicą.

Odrzucona propozycja

Zmiany po 1989 roku w Polsce i powstanie niepodległej Ukrainy zmieniły także sytuację polskich dóbr kultury we Lwowie. Stały się one bardziej dostępne zarówno dla badaczy z naszego kraju, jak i dla publiczności. W ciągu ostatnich dwóch dekad w różnych polskich miastach wielokrotnie organizowano wystawy, na których prezentowano dzieła sztuki z placówek ukraińskich. Wrócił też problem związany z rewindykacją. Tadeusz Polak, ówczesny pełnomocnik rządu ds. polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą, mówił w 1995 roku: „Wystarczy, że ocalały i wiemy, gdzie one są, że wspólnie troszczymy się o nasze dziedzictwo". I dodawał: „Jeżeli chcielibyśmy cokolwiek odzyskać, to na zasadzie wzajemnych korzyści".

W 1996 roku Polska złożyła wnioski rewindykacyjne dotyczące dawnych zbiorów lwowskich: Ossolineum, zbiorów Bolesława Orzechowicza, biblioteki Witolda Czartoryskiego, regaliów i pamiątek historycznych ze zbiorów Władysława Łozińskiego, pamiątek narodowych ze zbiorów Muzeum Narodowego im. Króla Jana III, kolekcji Adama Smolińskiego, a także dwóch luf armatnich ze zbiorów Wawelu i „Madonny" Cypriana Godebskiego. Zgodnie z argumentacją – roszczenia dotyczą zbiorów, które zostały ofiarowane narodowi polskiemu, a nie miastu Lwów, stanowiących własność instytucji znajdujących się na terenie dzisiejszej Polski lub osób prywatnych oraz obiektów szczególnie istotnych dla naszej historii.

Problemu rewindykacji, który zawsze jest niezwykle skomplikowany, zapewne nie można było pominąć. Polskie wnioski sprawiły jednak, że współpraca instytucji z obu krajów na czas jakiś uległa ograniczeniu. Strona polska próbowała jeszcze znaleźć rozwiązanie kompromisowe, proponując, aby wymienić lwowskie zbiory Ossolineum na archiwum Towarzystwa Naukowego im. Szewczenki, które Niemcy wywieźli ze Lwowa i które po wojnie odnaleziono na Dolnym Śląsku. Choć zdawałoby się, że archiwalia te, będące ważnym źródłem wiedzy o ukraińskim ruchu narodowym, mają dla Ukraińców większe znaczenie niż ossolińskie polonika, Kijów propozycję odrzucił.

W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem była zgoda na uznanie status quo. „Gdybym to ja miał decydować o przyszłych losach kolekcji Ossolińskich, to opowiedziałbym się za ich scaleniem we Wrocławiu" – mówił w 2004 roku Adolf Juzwenko. „Ossolineum jest symbolem woli trwania narodu poprzez kulturę, naukę. Roli Ossolineum dla odzyskania w 1918 roku niepodległości nie sposób przecenić. Ale w momencie, kiedy scalenie jest nierealne, byłbym nieodpowiedzialny, gdybym nie szukał kompromisu. Sądzę, że konieczne jest znalezienie innego rozwiązania" – dodawał.

W tym też 2004 roku podpisano umowę między Zakładem Narodowym im. Ossolińskich i Biblioteką im. Wasyla Stefanyka. Na mocy porozumienia wrocławskie Ossolineum uzyskało dostęp do wszystkich polskich zbiorów przechowywanych we lwowskiej bibliotece. Rozpoczęto też we Lwowie, a w 2007 roku również we Wrocławiu, skanowanie dawnych zbiorów Biblioteki Ossolińskich, by ich całość mogła być dostępna na nośnikach elektronicznych. Działania te, w pełni finansowane przez stronę polską, pochłonęły już 8 mln zł. Zbiory są tak wielkie, że prace rozpisane są jeszcze na co najmniej pięć lat. Polska pomogła też finansowo w remoncie dawnego budynku Biblioteki Baworowskich (także włączonej do Biblioteki Stefanyka), w którym w 2006 roku powstało stałe biuro pełnomocnika Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie.

Współpraca Ossolineum i Biblioteki Stefanyka – wspierana, także finansowo, przez kolejne rządy w Warszawie – powinna wymusić namysł nad tym, w jaki sposób systemowo można rozwiązać problem polskich dóbr kultury na Ukrainie. Znaczna ilość zbiorów tam przechowywanych jest nieusuwalnym i niezastąpionym elementem naszego dziedzictwa kulturalnego i historycznego. Ich znaczenia nie sposób przecenić, a bez dostępu do tych zbiorów nie można wyobrazić sobie badań na polską historią i kulturą. Wiele z nich, szczególnie Ossolineum, ma ogromne znaczenie symboliczne.

Czas na standardy XXI wieku

Stan i zagrożenia lwowskich zbiorów dobrze pokazują wydarzenia z ostatnich miesięcy. W styczniu 2017 roku Lwowska Galeria Sztuki ogłosiła zaginięcie 95 starodruków oraz dwóch rękopisów. Ich brak odkryto podczas inwentaryzacji przeprowadzanej na polecenie Tarasa Wozniaka, który jesienią 2016 roku został nowym dyrektorem tego muzeum. Straty były poważne – brakowało m.in. księgi liturgicznej „Apostoł" wydanej w 1574 roku we lwowskiej drukarni Iwana Fedorowa oraz innych bardzo cennych wydań, przede wszystkim pochodzących z XVII i XVIII wieku.

Po odkryciu straty przeprowadzono pełną inwentaryzację zbiorów placówki. Jej wyniki okazały się druzgocące. Stwierdzono, że w ostatnim ćwierćwieczu zginęło aż 621 obiektów, nie tylko starodruki, ale też obrazy, rzeźby, grafika, meble, ceramika, numizmaty czy zabytki archeologiczne, zarówno obiekty o znacznej wartości, jak i o dość przeciętnej. Informacja o kradzieży wywołała duże poruszenie.

Lwowska Galeria Sztuki pod kierownictwem Borysa Woznickiego stała się wielką instytucją. Powiększano zbiory, otwierano kolejne oddziały (w samym Lwowie jest ich siedem), zajmując m.in. Pałac Potockich. Jednak samo muzeum zaczęło coraz bardziej odstawać od standardów zmieniającego się szybko muzealnictwa na świecie, zarówno w zakresie przechowywania i konserwacji, jak i wystawiennictwa.

Również bilans współpracy z Polską Lwowskiej Galerii, ale też innych placówek ukraińskich, ostatecznie nie wygląda tak dobrze, jak można byłoby sądzić. Głównymi jej partnerami w ostatnim ćwierćwieczu były Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu i Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, a ostatnio Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie. Wszystkie one prowadzą ciekawą działalność wystawienniczą, jednak nie są najważniejszymi ośrodkami muzealnymi w naszym kraju.

Mianowanie nowym dyrektorem Galerii Tarasa Wozniaka, osoby od lat znaczącej dla życia intelektualnego Lwowa, znanej także dobrze w Polsce, ale niezwiązanej dotąd z muzealnictwem, miało być „nowym otwarciem". Już sama reakcja na kradzieże świadczy o tym, że stara się on dostosować muzeum do wymogów XXI wieku. Najważniejsze dziś jest zapewnienie odpowiednich standardów ochrony i przechowywania zbiorów, ale też zdynamizowanie działalności placówki oraz odbudowanie społecznego zaufania wobec tej instytucji.

Jeśli nie restytucja, to co?

Pytanie o los lwowskich dóbr kultury jest ważne dla Ukraińców, ale także – z oczywistych względów – dla Polaków. Obecna atmosfera w stosunkach dwustronnych nie służy jednak rozwiązaniu sporów. W czerwcu 2015 roku w trakcie posiedzenia polsko-ukraińskiej komisji ds. zwrotu dóbr kultury w protokole końcowym rekomendowano wprawdzie wymianę Ossolineum za archiwum Towarzystwa Naukowego im. Szewczenki, jednak na Ukrainie reakcja na tę decyzję była niezwykle negatywna. Wiceminister kultury, który podpisał dokument, został obwołany „zdrajcą". Być może czas, aby pragmatycznie uznać, że odzyskanie Ossolineum i innych dóbr kultury, do których zgłaszamy roszczenia, jest już nierealne? Zresztą sam dyrektor Juzwenko stwierdził w 2015 roku: „Pogodziliśmy się już z tym, że raczej niczego ze Lwowa nie odzyskamy". A skoro tak, to należy szukać innego sposobu działania.

Od lat Polska jest zaangażowana w konserwację dóbr kultury związanych z naszym krajem – rocznie na projekty na Ukrainie ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wydatkowano 2–2,5 mln zł (całe wydatki na ochronę polskiego dziedzictwa kulturowego za granicą wyniosły w 2016 roku ponad 5,5 mln, a w 2017 roku 4,6 mln zł). Znacząca ich część przeznaczona jest na prace konserwatorskie we Lwowie – w katedrach łacińskiej i ormiańskiej oraz w kościele pojezuickim Piotra i Pawła, a także na Cmentarzu Łyczakowskim. To bardzo ważne działania, podobnie jak prowadzony od lat ministerialny program stypendialny „Gaude Polonia" przeznaczony dla młodych twórców kultury z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Liczną grupę wśród jego uczestników stanowią konserwatorzy z Ukrainy.

Kwoty przeznaczane corocznie przez Polskę należy jednak uznać za symboliczne. Dość powiedzieć, że odpowiadają one kosztowi budowy 200 metrów autostrady! Państwo ukraińskie niezbędnych środków nie udostępni ze względu na swój stan kryzysowy, wojnę na wschodzie kraju oraz wielkość kwot, jakie są potrzebne na utrzymanie zabytków związanych z polską historią, często będących w bardzo złym stanie. Niezależnie od tego, kto sprawuje rządy w Polsce, należy sobie uzmysłowić, że jeśli nie znajdziemy odpowiednich funduszy, to za czas jakiś w wielu przypadkach nie będzie już czego ratować.

Nie mniej ważną sprawą jest modernizacja instytucji odpowiedzialnych za dziedzictwo kulturalne na Ukrainie. Ma to kluczowe znaczenie także dla Polski. Wprawdzie niektóre muzea Lwowa, w szczególności Lwowska Galeria Sztuki, posiadają także cenne dzieła sztuki zachodniej (np. „U lichwiarza" Georges'a de La Toura), jednak znaczenia artystycznego tamtejszych zbiorów nie sposób porównać nie tylko z kolekcjami Budapesztu czy Pragi, ale też Krakowa czy Warszawy.

W wymiarze międzynarodowym zbiory lwowskie są natomiast kluczowe dla kultury polskiej, a także żydowskiej (zachowały się tam bardzo ważne kolekcje judaików). Trudno o poważną wystawę sztuki polskiej bez wybitnych zbiorów malarstwa z kolekcji Lwowskiej Galerii Sztuki, poczynając od portretów sarmackich, po najważniejszych twórców XIX i początku XX wieku. Dobrze, że Lwowskiej Galerii udało się zorganizować dwie ważne wystawy dzieł Pinzla, XVIII-wiecznego genialnego lwowskiego artysty, w Luwrze i wiedeńskim Belwederze. Jednak naturalnymi międzynarodowymi partnerami dla lwowskich instytucji powinny być właśnie polskie placówki muzealne. Wymaga to jednak stworzenia programów wspierających taką współpracę i przede wszystkim pomocy w modernizacji muzeów Lwowa, zwłaszcza tych, które mają zbiory o wielkim znaczeniu dla naszej kultury.

Konieczna jest zatem – we wspólnym naszym interesie – znacząca pomoc finansowa. Jednak nie mniej ważne jest podzielenie się doświadczeniem, wiedzą i kontaktami. W polskich muzeach w ciągu ostatnich dwóch dekad dokonała się ważna zmiana, i to w każdym wymiarze: od stanu infrastruktury, przez wystawiennictwo, po edukację i kontakty z odbiorcami (oczywiście, nadal jest wiele do zrobienia). Polskie instytucje potrafią coraz lepiej współpracować z najważniejszymi muzeami na świecie, czego jednym z przykładów jest łódzkie Muzeum Sztuki. Kolejnym krokiem byłoby włączenie do tej międzynarodowej współpracy muzeów ukraińskich.

Powinien zatem, powtórzmy, powstać kompleksowy, wieloletni polski program wsparcia. Jego częścią mogłyby być zabiegi o pozyskanie również środków unijnych. Taki specjalny program musiałby obejmować remont gmachów, zabezpieczenie zbiorów, program ich konserwacji oraz dalszego kształcenia ukraińskich konserwatorów (pierwszy polsko-ukraiński zespół konserwatorski działa z sukcesami od 2007 roku na Cmentarzu Łyczakowskim). Aby się to stało, rząd musi zrozumieć, że bez takiego programu przez kolejne długie lata nie będziemy mogli liczyć na odpowiednie przechowywanie, wystawianie i wprowadzanie do obiegu naukowego wielu dzieł, archiwaliów czy księgozbiorów ze zbiorów lwowskich. A bez nich zaś wiedza o kulturze polskiej nigdy nie będzie pełna.

Cytowany już kilkakrotnie Adolf Juzwenko niedawno stwierdził: „Odpowiedzialność za wspólne dziedzictwo kulturowe pozostające we Lwowie to polska racja stanu. Jest to zadanie trudne, ale jego realizacja przynieść może godne tego trudu efekty. Nie tytuł własności jest tutaj najważniejszy (...) warto przekonywać ukraińską opinię publiczną, że o wspólnym dziedzictwie kulturowym należy rozmawiać i szukać rozwiązań satysfakcjonujących obie strony". Wszystko wskazuje na to, że jest to jedyna możliwa droga.

Wojciech Konończuk jest pracownikiem Ośrodka Studiów Wschodnich, gdzie kieruje zespołem Ukrainy, Białorusi i Mołdawii.

Piotr Kosiewski jest historykiem i krytykiem sztuki, stałym współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

We Wrocławiu trwa ważna wystawa „Muzeum Książąt Lubomirskich. Nie/zapomniana historia". Wydany przy tej okazji polsko-ukraińsko-angielski katalog wprowadza do obiegu wiele nieznanych dotąd arcydzieł.

Na Dolny Śląsk ekspozycja przyjechała ze Lwowa, gdzie była częścią tamtejszych obchodów 200. rocznicy założenia Ossolineum. Lwowska Galeria Sztuki wyciągnęła z magazynów 90 obrazów, które do wojny stanowiły część kolekcji dawnego Muzeum Książąt Lubomirskich, nieodłącznej części Narodowego Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie. W ogromnej większości są to świetne przykłady malarstwa polskiego od XVII do pocz. XX wieku, które nawet dla znawców sztuki są odkryciem. Od kilkudziesięciu lat nie tylko nigdy nie pokazywano ich publicznie, ale też większość nie była znana nawet z reprodukcji. Są wśród nich m.in. wybitne przykłady malarstwa portretowego dawnej Rzeczypospolitej, najlepsze dzieła artystów polskich tworzących na przełomie XIX/XX wieku. Rozmiarami wyróżnia się monumentalna „Modlitwa w stepie" Józef Brandta, która przez ostatnie dekady leżała zrolowana w muzealnym magazynie. Obrazy poddano renowacji w ramach polsko-ukraińskiego projektu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów