Dawno nie widziałam takiego świata wiosną. Zieleń lata jest ciężka, dojrzała i ma w sobie zalążek jesieni. Wiosnę znam raczej z miasta, gdzie rośliny są tylko ozdobą, dodatkiem zależnym od człowieka. Tutaj są łąki po horyzont i cisza na chwilę przerywana szczekaniem psa. Wieczorem nie ma ciszy. Z rozległych stawów słychać tysiące żab. A w górze gwiazdy.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że to wszystko jest połączone, zależne od siebie. Żaby i gwiazdy. W ciemności nie widać nic oprócz nieba i po jakimś czasie wydaje się, że to od gwiazd idzie pulsujący, powtarzający się głos. Gwiazdy wabią i gruchają nad stawem. Siedzę pośrodku tego wiosennego kosmosu i chyba słyszę, co do mnie mówi: tu jest prawda. Tu jest sens. To jest przestrzeń, dla której warto żyć.