Polska usłyszała o nim osiem lat temu dzięki roli bezwzględnego Gerarda w "Długu". - Musiałem wymyślić kogoś, kogo sam bym się przestraszył - wspomina. Kiedy indziej przyznawał, że bardzo lubi Dennisa Hoppera, chociaż ten zawsze jest kojarzony ze złymi bohaterami. - W filmie "Speed" grał bombera. Miałem wrażenie, że to jedyna interesująca postać. Mimo że był okrutnym facetem, stanąłem po jego stronie.
Paradoksem jest, że z Krauzem mieli wcześniej nagrywać teleturniej dla telewizji, w którym wygrywaliby najwięksi pechowcy. Mieli pecha, nie doszło do realizacji. Być może, gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Gerarda zagrałby ktoś inny. Kilka lat po deszczu nagród zaczęły się między panami tarcia. Chyra miał zagrać opiekuna Nikifora, rola była pisana dla niego. Nie zagrał. - Może już się Krzyśkowi znudziłem- mówił potem, dodając, że poszło o kwestię "zachowania się prywatnie w życiu", i że reżyser powinien ufać aktorowi, jeśli traktuje go jak zawodowca. Joanna Kos-Krauze twierdzi, że Chyra sam się wyrzucił poza nawias obsady. Na szczęście dziś może już przebierać w propozycjach. Zagrał duże role u Stuhra, Falka, Zanussiego, Koterskiego, Wajdy. Wyszarpują go sobie najmodniejsi reżyserzy teatralni: Jarzyna i Warlikowski.
Jak to się stało, że po latach chudych, gdy grał w filmie raz na półtora roku, dziś występuje w czterech rocznie? I pomyśleć, że mógł zostać inżynierem górnictwa. To była jedyna alternatywa dla studiów aktorskich, a - jak twierdzi - gdyby nie dostał się za pierwszym razem, zrezygnowałby, bo nie ma w sobie takiej determinacji, by za wszelką cenę walczyć z losem. Jednak historia Andrzeja Chyry dowodzi, że aktor nie musi mieć parcia na ekran. Wystarczy osobowość. A tę zdradzał od najmłodszych lat.
Rodzice studiowali w Krakowie, a on w tym czasie, przez pierwsze trzy lata życia (urodził się w 1964 roku) wychowywał się u dziadków w Boguszowie koło Wałbrzycha. Często jeździł tam potem na święta i wakacje. Pamięta stację kolejową, góry, łąki,kopalnię barytu, stadion i stary poniemiecki cmentarz z porozwalanymi grobami. Ale najbardziej wyprawy na poziomki, na które chodziło się na górę zwaną Bismarck. Najpierw wyprawiał się tam samodzielnie, potem z młodszą siostrą. Dziadek był stolarzem, miał warsztat w piwnicy i uwielbiał gwizdać. Babcia szyła. Dzięki niej nauczył się zwężać spodnie, co okazało się przydatne w liceum. Zabierała go do kościoła. - Każdy zadaje sobie jakieś pytania o metafizykę, moje narodziły się dzięki babci - opowiada.Gdy rodzice wrócili ze studiów, zamieszkał z nimi w Złotoryi. Ojciec zaczął pracować w kopalni miedzi. - Nigdy nie żyłem w bandzie - wspomina Andrzej Chyra. - Nie czuję się źle, będąc sam. Pierwszą ucieczkę od tłumu zaliczyłem w przedszkolu. Mama odstawiła mnie pod bramę i poszła do pracy. Zaprosiłem kolegę na wycieczkę po mieście. Po południu spotkałem rodziców. Ja byłem rozanielony, oni - roztrzęsieni. Szukała mnie milicja. Strasznie dostałem w skórę.
W szkole nauczyciele też narzekali, że rozrabia. Debiutował rolą liska w przedstawieniu kukiełkowym. Kiedy skończył dziesięć lat, ojciec zmienił pracę i z malowniczej Złotoryi przenieśli się do Polkowic na osiedle. Tam, ku swojej radości, został wcielony do orkiestry górniczej. Maszerował w pierwszym szeregu, grając na werblu. Próbował sił w recytacji, ale w czwartej klasie zapomniał tekstu na akademii i na jakiś czas mu przeszło. Wolał oglądać komedie w DKF. Potem odkrył literaturę. Zaczęło się od "Don Kichota" i "Baśni z tysiąca i jednej nocy". W liceum trafił do klasy o profilu matematyczno-fizyczno-chemicznym, ale bardziej frapowali go już wtedy Gombrowicz, Mann i Dostojewski. Zapisał się do kabaretu w polkowickim domu kultury. - Czytaliśmy wiersze z instruktorem. Żeby udokumentować jakoś naszą działalność, wysyłał mnie na konkursy recytatorskie, zdobyłem nawet wojewódzkie laury. Aktorstwo było wtedy dla mnie czymś nierealnym, chociaż pamiętam, że kiedy obejrzałem "Osiem i pół" Felliniego, to pomyślałem, że chciałbym być kiedyś podobny do Marcella Mastroianniego. Były w nim zmysłowość, miękkość, wdzięk. Potem zauroczył mnie Lee Marvin, jego siła, brutalność i zdecydowanie.