Jarosław Kaczyński postanowił wykrzyczeć wszystko, co w głębi duszy sądził po 10 kwietnia o rządzie Tuska i prezydencie Komorowskim. W partii rzucił anatemę na Marka Migalskiego za krytykowanie powyborczej linii i jak gderliwy ojciec wypomina politologowi, że „otrzymał od nas ogromną pomoc, ogromny awans, a dzisiaj zachowuje się w sposób niedobry, żeby nie powiedzieć niegodny”.
Media niechętne Kaczyńskiemu mają używanie, posłanka Mucha śmieje się w TVN Migalskiemu w twarz, młodzi w PiS tracą ochotę na cokolwiek. Ot, partia opozycyjna, której lider nie może wyrwać się ze starych nawyków. By użyć słów Kaczyńskiego – w normalnym kraju zwolennicy rządu powinni odetchnąć i uznać – taki Kaczyński nie zagrozi nam i za sto lat.
Owszem, tak by było, ale w normalnym kraju. W Polsce toczy się od 20 lat nieustanny bój obozu prawdy i rozumu z prawicową hydrą. Trzeba więc dla zasady wciąż uderzać w wielki dzwon. – Kaczyński wznieca rokosz – zagrzmiał na łamach „Polityki” Tadeusz Mazowiecki. Mimo że PO zdobyło właśnie niemal pełną władzę, krytyka stanu państwa ze strony lidera opozycji określana jest jako „działanie antypaństwowe”. To styl godny Felicjana Sławoja-Składkowskiego i innych legionowych zamordystów, którzy każdą opozycję uważali za antypaństwową.
Na razie anatemy rzucane na PiS przez Mazowieckiego to tylko „shaming”, czyli piętnowanie i zawstydzanie. Ale, jak pamiętamy, na początku lat 90. za tezami Jana Rokity o PC jako „antypaństwowej opozycji” poszły działania służb specjalnych i inwigilacja prawicy. PiS to dziś partia, która – zepchnięta do narożnika – znów odgryza się ostrym neurotycznym językiem. Ale w systemie demokracji jest czynnikiem pluralizmu. Oskarżanie jej przez Mazowieckiego o rokosz zachęca Platformę do delegitymizowania opozycji. Kaczyński ma do użytku słowa, a PO aparat państwa.
A propos monowładzy. Radosław Sikorski polecił, aby ambasady RP ozdobiono portretami Bronisława Komorowskiego. Można by pytać, dlaczego Sikorski nie chciał wcześniej uczcić Lecha Kaczyńskiego. Można by, ale po co się wygłupiać? Jak się ma swojego prezydenta, to się go honoruje. Jak prezydent nie jest nasz, to się go ośmiesza. Proste jak kultura polityczna Turkmenistanu. A tak w ogóle bezkompromisowi kpiarze, gdy rzecz idzie o Komorowskiego, jakoś nagle tracą swój dowcip. Oto ostry jak brzytwa bloger Azrael pisze na Twitterze: „Zdjęcie BK w każdej ambasadzie? Kontrowersyjne. Choć z drugiej strony, to dlaczego nie? Wstydzimy się? Mogło być gorzej...”.