Kto bowiem zasługuje na to miano? Tak nazywano amerykańskich protestantów, którzy od przełomu XIX i XX wieku bronili dosłownego znaczenia Biblii oraz uznawali, że istnieją pewne podstawowe, nienaruszalne fundamenty wiary chrześcijańskiej. Z pewnością nie należała do nich przemoc wobec inaczej myślących.
Lata 70. XX w. to czas rozwoju terroryzmu muzułmańskiego skierowanego przeciw „przedstawicielom Zachodu". Mordując niewinne ofiary, islamiści twierdzili, że są wierni tradycji i wypełniają nakazy Koranu. Przez analogię zaczęto na Zachodzie określać tych muzułmańskich radykałów, zarówno samych zabójców jak i ich popleczników, mianem fundamentalistów. Za sprawą lewicowych intelektualistów fundamentalizmy islamski i chrześcijański stały się szybko gatunkami tego samego rodzaju. Fundamentalizm miał oznaczać nie tylko sprzeciw wobec nowoczesności i chęć obrony własnej tradycji, co od biedy można było przypisać chrześcijanom, ale też gotowość do używania przemocy wobec inaczej wierzących. Podobną karierę, i z tych samych powodów, zrobiło pojęcie „talib". Talib od dawna już nie jest tylko afgańskim muzułmaninem, który chce siłą narzuć swemu narodowi szarijat. Ostatnio, jak odkrył „Wprost", zostali nimi Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz.
Do jakiego stopnia w debacie na temat groźy fundamentalizmu nie chodziło o prawdziwy opis poglądów, ale o zniszczenie ideologicznego wroga przez przylepienie mu odpowiedniej łatki, pokazuje fakt, że tak łatwo pomijało się w niej kwestię samych fundamentów. A te radykalnie różnią chrześcijaństwo i islam, Jezusa i Mahometa. Święta wojna z niewiernymi, dżihad, jest jedną z pięciu zasad islamu; obowiązek wojny z niewiernymi nigdy nie był zasadą chrześcijańskiej wiary. I to całkiem niezależnie od tego, że niektórzy chrześcijanie potrafili w przeszłości używać religii, by bronić krwawych prześladowań.
Dziś również każdy stara się wykorzystać norweskiego mordercę do swoich celów. Przeciwnicy Izraela pokazali jego prosyjonistyczne wpisy, antymasoni wykryli zdjęcie, na którym morderca przystępuje do loży, a wszelkiej maści lewica usiłuje dowieść jego chrześcijańskiej wiary.
Najsmutniejsze jest jednak to, że w bitwie, kto kogo bardziej skompromituje związkami z mordercą, wygrywa chyba Radosław Sikorski, według którego „w Polsce nie brak ludzi myślących tak jak Anders Behring Breivik, który strzelał do rodaków, by obalić rząd, ponieważ uważa, że jest on pozbawiony prawnego i politycznego tytułu do rządzenia". Nie trzeba specjalnej przenikliwości, by dostrzec, o kogo chodzi Sikorskiemu. Doprawdy, brakuje słów, by nazwać zachowanie szefa polskiej dyplomacji, który publicznie, za granicą składa donos na Polaków, zarzucając im mordercze zapędy.