Reklama

Jerzy Haszczyński: Pies, kot i ja w wielkim mieście

Przyznaję: nie miałem dobrych przygód z psami. Pewien kundel ugryzł mnie w tyłek, gdy byłem dzieckiem.

Publikacja: 15.05.2015 02:00

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Wiele lat później horda bezpańskich wychudłych bestii okrążyła mnie, gdy próbowałem nie dać się zastrzelić na linii frontu na Kaukazie. I wzbudziły we mnie większe przerażenie niż nieprzychylnie do mnie nastawieni panowie z kałasznikowami.

Jeżeli chodzi o koty, to jeden samiec, z czystej złośliwości, wywrócił kieliszek, który stał przede mną na stole, i wylał czerwone wino na moje jasne spodnie.

Być może wiedział, że napisałem kiedyś tekst, w którym wyraziłem oburzenie na znajomych przeznaczających 1 procent podatku na zwierzątka, a nie na chore dzieci. Była w nim też mowa o tym, że świat zinfantylniał niezwykle, co widać w kinach, gdzie widzowie niezależnie od wieku płaczą jak bobry, gdy na ekranie cierpią owce, psy czy wilki, a tysiące bestialsko pomordowanych ludzi, nawet piramidy ze świeżo ściętych głów, nie robią już wielkiego wrażenia.

Pozostało jeszcze 82% artykułu

Tylko 19 zł miesięcznie przez cały rok.

Bądź na bieżąco. Czytaj sprawdzone treści od Rzeczpospolitej. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia.

Treści, którym możesz zaufać.

Reklama
Plus Minus
„Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000”: Za sceną tamtych czasów
Plus Minus
„Eksplodujące kotki. Gra planszowa”: Wrednie i losowo
Plus Minus
„Jesteś tylko ty”: Miłość w czasach algorytmów
Plus Minus
„Harry Angel”: Kryminał w królestwie ciemności
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Sebastian Jagielski: Czego boją się twórcy
Reklama
Reklama