W grudniu 1997 r., a więc już pod koniec waszych rządów, doszło do zmiany na stanowisku szefa SdRP. Józefa Oleksego zastąpił Leszek Miller, a pan poparł jego kandydaturę. Dlaczego?
Powiem więcej – w imieniu ówczesnych ?49 przewodniczących wojewódzkich rekomendowałem jego kandydaturę na to stanowisko. Uważaliśmy, że w opozycji kierowanie partią ?i klubem przez jedną osobę będzie bardziej racjonalne. Paradoksalne jest to, że rok później zostałem zawieszony w prawach członka Klubu Parlamentarnego SLD na trzy miesiące, za to, że głosowałem za dużym regionem śląskim, obejmującym Opolszczyznę. Byłem wówczas zdania, że Polska powinna być podzielona na dwanaście dużych regionów samorządowych, i za tym głosowałem.
To był pomysł AWS.
I dlatego jako przywódca grupy sześciorga posłów zostałem zawieszony wraz z kolegą Wiesławem Szwedą. Tak bywa w polityce. Ale odbudowałem swoją pozycję. Gdy Leszek Miller w 2001 r. został premierem, po pewnym czasie zarządził, że szefowie regionów nie mogą być zarazem członkami rządu. A ponieważ szefem śląskiego regionu był Andrzej Szarawarski, wiceminister gospodarki, a później skarbu państwa, więc nie mógł kandydować na lidera regionalnego. Wygrałem tamte wybory z 80-procentowym poparciem. Miałem więc mocną pozycję, co dość szybko mi się przydało.
W jaki sposób?
W rządzie Leszka Millera był taki ambitny wicepremier Jerzy Hausner, który chciał dokończyć reformę górnictwa rozpoczętą za czasów AWS. Tamta reforma budziła zresztą ogromne kontrowersje, bo polegała na likwidacji 23 kopalń węgla kamiennego w krótkim czasie. Na dodatek te kopalnie likwidowano w najprostszy sposób, zasypując szyby, nawet gdy na dole pozostawały przygotowane do eksploatacji pokłady węgla. Tak było m.in. w kopalni Morcinek na granicy z Czechami ?i na Niwce–Modrzejów w Sosnowcu. Zmniejszono zatrudnienie w górnictwie o 100 tys. osób za pomocą jednorazowych odpraw. W mojej opinii tamta reforma poszła za daleko. A mimo to nasz rząd uznał, że trzeba ją jeszcze pogłębić. Minister gospodarki zaplanował likwidację kolejnych czterech kopalń, m.in. w moim okręgu wyborczym – Bolesław Śmiały w Łaziskach, poza tym dwóch w Bytomiu i jednej w Rudzie Śląskiej. Myśmy się na to nie zgodzili, odbyły się wielkie demonstracje górników i wspólnie ze związkami zawodowymi obroniliśmy te cztery kopalnie. A rząd Leszka Millera trzeba pochwalić, że oddłużył wtedy górnictwo na kwotę 18 mld zł, umożliwiając rozwój branży. Notabene dosyć szybko nadeszła koniunktura gospodarcza i te cztery kopalnie okazały się wręcz niezbędne.
W 2001 r. doszło do ponownego sojuszu SLD z PSL, choć ludowcy mieli ogromną zadrę po poprzednich wspólnych rządach.
Jednak PSL było przydatnym partnerem koalicyjnym. I uważam, że Leszek Miller popełnił swój największy polityczny błąd, wypychając ludowców z koalicji rządzącej. Osłabiło to nie tylko pozycję rządu na scenie politycznej, ale też premiera we własnym obozie politycznym. PSL było oczywiście trudnym partnerem ?i nie miało racji, odrzucając słynne winiety Marka Pola. Na marginesie, gdyby tamten projekt nie został odrzucony, to nie mielibyśmy dzisiaj kilku systemów płacenia za autostrady. Szkoda, że premier nie wykazał wówczas większej cierpliwości.
Dlaczego Millerowi jej zabrakło?
Myślę, że miały na to wpływ naciski ze strony koalicyjnej Unii Pracy i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Moi koledzy z SLD liczyli, że po rozstaniu z PSL rząd będzie sprawniej funkcjonował. Jednak w wyniku dekompozycji obozu władzy rząd wkrótce stracił większość w parlamencie. Szczególnie boleśnie odczuł to sam Miller. Utrata większości osłabiła jego pozycję, ?a wpływ na rozwój sytuacji zyskał prezydent Aleksander Kwaśniewski. Gdy Marek Borowski, ówczesny marszałek Sejmu, uznał, że trzeba zbudować nową lewicę, bo ?z SLD nie da się wygrać kolejnych wyborów, i powołał własną partię, premier został obalony. W polskiej polityce to nie pierwszy przypadek, że osoba, która ma na koncie duże zasługi – mam na myśli dokończenie procesu wprowadzania Polski do Unii Europejskiej ?i udane negocjacje o warunkach naszej akcesji – został źle potraktowany.
Sami odsunęliście go od władzy.
Zgoda. Złożyło się na to wiele czynników. Przede wszystkim zawiedzione nadzieje społeczne spowodowane tym, że ludzie oczekiwali od nas poprawy sytuacji, a rząd musiał oszczędzać ze względu na tzw. dziurę Bauca. Na to nałożyła się afera Rywina i inne historie rozdmuchiwane przez media do granic absurdu. ?W rezultacie w obozie władzy rzeczywiście ludzie zaczęli się zastanawiać, czy pod przywództwem Leszka Millera jesteśmy w stanie skutecznie walczyć ?w nadchodzących wyborach. I z tego wzięły się te inicjatywy, w których brali udział Marek Borowski, prezydent Aleksander Kwaśniewski i wybrany wtedy na przewodniczącego SLD Krzysztof Janik. Te trzy osoby miały pomysł na nową inicjatywę polityczną i na tyle były przekonujące, że pozyskały do niej większość SLD.
Popierał pan pomysł odmłodzenia kierownictwa partii, który wówczas zaowocował Wojciechem Olejniczakiem na stanowisku szefa SLD?
Odnosiłem się do tego bardzo ostrożnie i sceptycznie. Uważam, że to były dramatyczna próba odzyskania inicjatywy politycznej, inspirowana zresztą przez Krzysztofa Janika. Chodziło ?o pokazanie nowej twarzy Sojuszu, napisania nowego rozdziału partii. Te próby od 2005 r. trwały nieustannie ?i były coraz bardziej niecierpliwe. Raz odmładzaliśmy kierownictwo, raz wracaliśmy do sprawdzonych ?w bojach kolegów, którzy odnosili sukcesy.
Czyli do Leszka Millera.
No właśnie. Żadna z tych metod nie okazała się skuteczna. Do tej pory na lewicy mamy do czynienia z kryzysem, moim zdaniem związanym z utratą zaufania do lewicy w procesie rządzenia w latach 2001–2005. Jako kraj odnieśliśmy sukces, Polska weszła do Unii Europejskiej, rozpoczął się wzrost gospodarczy, a mimo to ludzie stracili zaufanie do naszej formacji i borykamy się z tym do tej pory. Próbowano różnych metod nie tylko zmiany przywództwa, ale też zmian programowych, różnych porozumień wyborczych na lewicy czy centrolewicy, ale nic to nie dało. W tym czasie postulaty socjalne partii socjaldemokratycznej zostały przejęte przez PiS, które przez te lata zbudowało swoją pozycję, a na rynku pojawiły się nowe partie lewicowe takie jak partia Razem czy Wiosna. Z pewną sympatią obserwuję próbę zjednoczenia lewicy, choć mam wątpliwości co do sposobu działania niektórych przywódców i co do akcentów we wspólnym programie. Mam wrażenie, że odchodzimy od tradycyjnych socjaldemokratycznych wartości, a kładziemy nadmierny nacisk na sprawy kulturowo-obyczajowe. W najbliższym czasie nie spowoduje to radykalnej zmiany postaw Polaków, choć zapewne wprowadzi lewicę do parlamentu.
Sprawy światopoglądowe nie ekscytują Polaków?
Nasze społeczeństwo jest nieco bardziej konserwatywne niż średnia europejska i w niektórych sprawach lewica wychodzi za bardzo do przodu. Już w wyborach europejskich było widać, że ten przechył warszawski, jak bym go określił, nie jest akceptowany w większości naszego kraju. Ale trzeba kolegów docenić, że podjęli trud zjednoczenia...
Pan tak ciepło wypowiada się o kolegach, ale, po pierwsze, na Facebooku ogłosił pan odejście z SLD, a po drugie, zanim zdążył pan odejść, został pan zawieszony za to, że powiedział o Włodzimierzu Czarzastym, iż jest spadochroniarzem.
Z sympatią oceniam próbę porozumienia na lewicy, ale nigdy nie zaakceptuję rozwiązywania organizacji terenowych, a to się wydarzyło na Śląsku. Nie mogę się zgodzić na rolę przywódcy, który autorytarnie wyznacza, kto może, a kto nie może kandydować. Martwię się, że rola lidera jest coraz większa, a coraz mniejsze znaczenie ma dyskusja programowa w szerszych gremiach i oddolne kreowanie przywódców. To nie jest tylko bolączka polskiej lewicy, ale nas też dotyka, ?a uważam, że zapatrzenie się na Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Schetynę nie jest dla lewicy dobre.
—rozmawiała Eliza Olczyk ? (dziennikarka tygodnika „Wprost")
Zbyszek Zaborowski Przez kilkanaście lat poseł SLD na Sejm ze Śląska, po 2016 r. wiceprzewodniczący partii, obecnie zawieszony za krytykowanie Włodzimierza Czarzastego. Szefował radzie wojewódzkiej SLD w Katowicach. Nie zdobył mandatu w wyborach samorządowych w 2018 r.