Mirosław Karapyta pozostanie na wolności, Sąd Okręgowy w Lublinie nie uwzględnił zażalenia prokuratury, która domagała się bezwzględnego aresztu dla marszałka Podkarpacia.
Karapycie postawiono siedem zarzutów dotyczących czynów popełnionych w latach 2011-2012. Miał przyjąć łapówki łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dwa zarzuty mówią o korzyściach osobistych w postaci zaspokajania potrzeb seksualnych.
Sprawa bulwersuje i powinna być prowadzona w sposób maksymalnie transparentny, zwłaszcza że chodzi o prominentnego, lokalnego polityka. Od samego początku niestety tak nie jest.
Kiedy Centralne Biuro Antykorupcyjne publicznie zarzuciło sędziemu stronniczość, gdy wydawał pierwszą decyzję o zwolnieniu marszałka, sąd nie zareagował jasno i klarownie wyjaśniając całą sytuację, choćby ustami swojego rzecznika prasowego.
Sąd nie wysłał też do opinii publicznej, która z dużym zainteresowaniem obserwuje sprawę, czytelnego komunikatu, dlaczego podjął właśnie taką decyzję. Dlaczego nie obawia się, że wpływowy polityk, z siedmioma poważnymi zarzutami nie będzie utrudniał prowadzonego śledztwa. Na konferencji usłyszeliśmy tylko wygłoszoną przez rzecznika formułkę, której przeciętny obywatel na pewno nie zrozumiał.