Kolejna pomyłka czy  wątpliwość  nikogo, kto obserwuje  śledztwo smoleńskie, nie powinna dziwić. Działania zarówno komisji Millera, jak i prokuratury pokazują,  ile spraw zostało ustalonych  na   oko.  A to dlatego, że nie zapewniono  im  swobodnego dostępu do najważniejszych dowodów, świadków czy miejsca zdarzenia  tuż po katastrofie. Eksperci mogą więc najwyżej szacować, zakładać, mieć dobre chęci  bądź opierać się na dokumentach rosyjskich. Biorąc je za pewnik, dopóki rzeczywistość, często   przypadkiem, nie zweryfikuje ukrywanego braku rzetelności. Sprawa ekshumacji ciał jest   chyba najlepszym przykładem  powierzchowności sądów czy ocen, które przedstawiano  jako  niepodważalne.

Być może zatem wysokość  ścięcia brzozy  szacowano  na podstawie fotografii,  bo dostęp do miejsca zdarzenia był ograniczony.

Tak czy owak, premier nie powinien się wściekać na prokuraturę, nawet  gdy teraz  godzi  w   ustalenia  komisji Millera. Warto bowiem pamiętać, że to niezależna od rządu instytucja. Nie zapominajmy też, że w Smoleńsku przyszło jej natomiast  pracować     uwarunkowaniach,  jakie zagwarantował  jej rząd.