Tak, oczywiście to trawestacja słynnego bon motu Stalina „ile dywizji ma papież”. Odpowiadać na to pytanie wcale nie trzeba w duchu geopolityki. Można w duchu literackim. „Robota moja nie jest skończona, bo ona nieskończona jest” – powiada Edward Stachura. „Istoty od nicości odległość jest nieskończona”, dodaje Czesław Miłosz, co odnosi się zarówno do sztuki, jak i religii. Ile dywizji ma pisarz? Jaka jest siła literatury? Powiedzieć „nieskończona” byłoby przesadą, ale słowo „ogromna” jest jak najbardziej odpowiednie.
Piszę te słowa w Warszawie, gdzie tysiące ludzi chodzą z żółtymi żonkilami wpiętymi w ubrania. Miasto obchodzi właśnie 75. rocznicę wybuchu powstania w getcie. Obchodzi tak jak powinno. 19 kwietnia w południe zawyły syreny, w mediach tematyki rocznicowej nie da się przeoczyć, a miasto jest oplakatowane zdjęciami młodych ludzi, którzy sfotografowali się z żółtymi żonkilami.
Dlaczego właśnie te kwiaty stały się symbolem tego, tak bardzo polskiego z ducha, powstania? Tej tragedii, którą można nazwać antyczną, bo musiała skończyć się katastrofą? Marek Edelman co roku dostawał pocztą bukiet, który szedł złożyć pod pomnikiem Bohaterów Getta. A skąd to wiemy? Z książki Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, jak wyglądałyby dziś obchody rocznicy wybuchu powstania w getcie, gdyby nie ten niezwykły reportaż, jeden z najważniejszych w historii gatunku. To jego autorka wydobyła z zapomnienia postać jednego z przywódców Żydowskiej Organizacji Bojowej, a świat przypomniał sobie o powstaniu w getcie.
I to jest właśnie siła literatury. Dywizje pisarza to jego czytelnicy, którzy zapamiętują. Fakty, wydarzenia, obrazy. Np. Mordechaja Anielewicza, którego nazwisko znają wszyscy warszawiacy, bo ma dziś swoją ulicę na terenie dawnego getta. A Edelman zapamiętał, jak Mordechaj malował na czerwono skrzela ryb sprzedawanych na targu przez matkę.
Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia